czwartek, 25 grudnia 2014

cisza przed burzą

Kochani,

wiem, że za mną tęsknicie:) Codziennie są wyświetlenia,  choć nic nie zamieszczam.  A nie zamieszczam,  bo świętuję i przygotowuję się do ważnych zmian w moim życiu:) Mogłabym wprawdzie wrzucić mnóstwo kosmetycznych recenzji, bo los byl dla mnie łaskawy i co rusz obdarzał mnie rewelacyjnymi darami losu:) Wpadło też w moje ręce kilka dobrych książek no i wyszedł mi wreszcie orzechowiec, który zasługuje na osobny wpis. To wszystko jednak potym:)))) Teraz celebruję życie rodzinne:) Cierpliwości:) Korzystając z okazji życzę Wam Wesolych Świąt:)


czwartek, 27 listopada 2014

Przebudzenie mnie uśpiło

Cześć,

Dzisiaj trochę w bojowym nastroju a to przez rozczarowanie. Nie, nie kulinarne a czytelnicze.

Na każdą książkę King'a czekam z wielkim entuzjazmem. Łykam je jak młody bociek na wiosnę żaby:) Nie ma lepszej pory na King'a jak własnie szara jesień. Jego "Dallas 63" czy "Pan Mercedes" mimo, że odbiegały od jego twórczości, były czytelniczą ucztą. Niestety nie mogę tego powiedzieć o "Przebudzeniu".

Ta bogata, niepokojąca powieść prowadzi czytelnika przez pięć dekad do najbardziej przerażającego zakończenia, jakie kiedykolwiek wyszło spod pióra Stephena Kinga. 



No niestety, chyba przespałam to zakończenie. Dla mnie to była jakaś bajeczka, science fiction w najgorszym wydaniu. Niemal przez całą książkę czekałam na jakieś tąpnięcie, tornado które zerwie mnie z kanapy. Do połowy książki się nie doczekałam. Kiedy wreszcie coś zaczęło się dziać, akcja przyspieszyła, atmosfera się zagęściła...King zaserwował nam... Frankenstein'a w wersji współczesnej:/ Jego wizja zaświatów mnie bardziej rozśmieszyła niż przeraziła. 

Nie polecam, chyba że ktoś chce się pośmiać z Kingiem z Dana Brown'a.



ps. To nie jest recenzja! To emocjonalne wyrażenie swojej opinii:) Na gorąco, zaraz po przeczytaniu:) 

poniedziałek, 24 listopada 2014

Pancakes

Ojjojoj:(


Długo mnie nie było, oj długo. Trochę się wszystko pogmatwało. Choroby nie opuszczają mojego domu, nawet kot wpadł w ich sidła. Dostałam etat nadwornej pielęgniarki i zupełnie zapomniałam, że mam blog:) No dobra, powiem prawdę, to efekt zamierzony:) Musiałam przewietrzyć stronę:)


Dziś z niczym ciekawym nie przychodzę. Właściwie to zaraz z tego bloga zrobi się blog kulinarny.
PANCAKES to o nich dzisiaj mowa:) Pyszne amerykańskie naleśniki. Moim zdaniem naszych nie przebijają, ale dzieci z jakiś tajemniczych względów lubią je bardziej:)


Przepis banalny;

- 2 szklanki mąki
- 2 jaja
- 1,5 szklanki mleka (maślanki lub nawet jogurtu)
- 75 g rozpuszczonego masła (może być margaryna)
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki cukru
- szczypta soli

Suche mieszamy z suchymi a mokre z mokrymi czyli
1. mąka+proszek+cukier+sól
2.jaja+mleko+masło

A później 1+2 = pancakes:)

W tajemnicy Wam powiem, że jak zmieszacie suche a później wlejecie mleko, jaja i ostudzone masło, to też Wam wszystko wyjdzie:)

Moje dzieci uwielbiają:) Z dżemem mirabelkowym lub z miodem.

Smażymy na suchej patelni. Ja ją jednak trochę miziam odrobiną oleju. Im mniej oleju tym bardziej brązowe.

Smacznego!



Zdjęcie wykonane ...tabletem:) Zepsułam aparat, zgubiłam kartę, więc jakoś zdjęć do bani, wiem:/


środa, 12 listopada 2014

Idźcie precz!

Idźcie precz wszyscy ekoterroryści, grammar nazi i Wy jogginiści. Won z mojego bloga wszyscy terroryści i fanatycy. To nie jest miejsce dla Was. Nie lubię przegięć w żadną stronę. Jeśli ktoś każdą negatywną opinie uważa za hejt, to poraża mnie brak u niego krytycyzmu, bo konstruktywny krytyka nie jest zła! Nie mam zamiaru się patyczkować, bawić w dyplomacje. Dlatego...patrz niżej i żegnaj:)



czwartek, 6 listopada 2014

Cinnabon czyli bułeczki cynamonowe

Jak się człowiek obrazi na kawiarnie, to musi sobie kawiarnie zrobić w domu:) No i znowu mąż miał racje mawiając, że najlepiej kawa smakuje w domu, w swoim kubeczku, przy swoim kominku.Nie musisz się denerwować niegrzeczną obsługą, długim czekaniem, niechlujnym serwowaniem. I stąd dzisiejszy temat; bułeczki cynamonowe! Pyszne, drożdżowe, jeszcze ciepłe:)


Przepisów w internecie jest całe mnóstwo, ale zrobić dobre ciasto drożdżowe jest sztuką. Moje jest poezją:) Dzielę się z Wami tym sekretnym przepisem, który kobiety w naszej rodzinie dostawały w noc poślubną, bo jak wiadomo przez żołądek do serca:)


1 szklanka mleka
2 duże jaja
1/2 szklanki cukru
1/2 kostki masła
trochę soli
4 szklanki mąki (ja daję 3,5 ale zagnieść takie "wolne" ciasto jest trudno, więc początkującym piekarkom sugeruję dać trochę więcej mąki)
1/2 kostki drożdży albo 2 i 1/4 łyżeczki suchych


Najpierw rozpuszczamy drożdże w mleku czyli robimy rozczyn drożdżowy. 1/4 szklanki mleka, ciepłego plus drożdże plus łyżeczka cukru plus łyżka mąki. Radzę dać do głębokiego garnka, bo te drożdże potrafią uciec:) 

Ze wszystkich składników (najpierw mieszamy suche a potem dodajemy mokre) plus rozczyn robimy ciasto. Dosyć luźne, miękkie i elastyczne ciasto. Zostawiamy go do wyrośnięcia na jakąś godzinkę.

Następnie rozwałkowujemy( łatwo nie będzie, ostrzegam:) i smarujemy nadzieniem (czyli 2 łyżki roztopionego masła plus 1/2 szklanki cukru i 2 łyżeczki cynamonu) a następnie zwijamy jak roladę. I tutaj następuje kolejna trudność a mianowicie trzeba to ładnie , ostrożnie pokroić. Jak nam sie to uda, a uda się na pewno, układamy albo na wysmarowanej tłuszczem i posypanej mąką blaszce, albo na papierze do pieczenia. I znów zostawiamy do wyrośnięcia. I tak, ja jedną blaszkę piekę jeszcze tego samego dnia, ale drugą dopiero na drugi dzień, po nocy w lodówce. I ta druga jest zdecydowanie lepsza. Bułeczki są lżejsze, ale moje dzieci wcinają wszystkie z jednakowym apetytem:)
Piekę w 200 stopniach przez około 10 minut.W każdym razie do zrumienienia, z tym że trzeba uważać, bo spód wcześniej się rumieni niż góra, tak że uważać!

Można lukrować, ale ja tego nie robię:)



Ponieważ to nie jest blog kulinarny, więc nie pokazuję na zdjęciach poszczególnych etapów. 

Bułeczek wyjdzie około 17 sztuk, dosyć dużych. Żeby bułeczki były zgrabne trzeba dobrze rozwałkować ciasto i dosyć ciasno je zwinąć. Na blaszce, takiej standardowej ,kładę 6 sztuk, bo one rosną:) Cały czas rosną:)


Można oczywiście robić sobie wycieczki do fajnych knajp, sprawdzonych i klimatycznych. Jest mnóstwo takich lokali w których przyjemnie się zaszyć, szczególnie w jesienny czas. Można zrobić sobie również kawiarenkę w domu. Przynajmniej będziemy mieć pewność, że wszystko jest czyste i zdrowe i nie będziemy musieli narażać się na nieprzyjemności:)











niedziela, 2 listopada 2014

Rysa na szkle czyli jak Cafe mała złamała mi serce

Witajcie,

Wciąż mnie nie ma:) Odpoczywam:) W ukochanym Sandomierzu, w ukochanej kawiarni Cafe mała. Rok temu o tej porze spotkałam tam ambasadora Stanów Zjednoczonych:) Dziś spotkałam... uszczerbioną szklankę:(

To nie pierwsza wtopa tej kawiarni. Wcześniej zdarzało mi się czekać na zamówienie i 45 minut, bo wysiadło światło. Tylko, ze światło wysiadało zawsze jak ja tam byłam:/

Albo na smoothy czekaliśmy tak długo,że myślałam,że zapomnieli o nas. Kawiarnia jest jednak bardzo klimatyczna, więc wybaczałam, bo miłość ci wszystko wybaczy. Aż do dziś. Bo dziś czekałam równie długo, jak zazwyczaj.  Dostałam zimną kawę latte, jak zazwyczaj.  Ostatnia z naszego stolika, jak zazwyczaj. Dlaczego dopiero dzisiaj pękło mi serce?Ano, uszczerbiona szklanka ze wszystkich stron, skaleczone usta, przelały czarę goryczy i ...niemiła obsługa, która nawet nie przeprosiła za taki stan rzeczy.Przykre to. Jak to mówią: sodówa uderzyła do głowy cafe małej.  Rozreklamowana przez Miłoszewskiego kawiarnia w "Ziarnie prawdy", zaczęła gwiazdorzyć. A szkoda, bo naleśniki są tam wyborne.  No cóż, poczekam aż trochę spokornieje, chyba ze cafe mała chce być gwiazdą remizy, bo ten poziom który obecnie reprezentuje, tylko do tego tytułu ją kwalifikuje.










* opisana sytuacja miała miejsce 2.11.2014 roku o godzinie ok 15 stej.
* zdjęcia  mojego autorstwa albo zaczerpnięte z fan page'u cafe małej




sobota, 1 listopada 2014

wszyscy święci czytają

Witam,

nie ma mnie:) Chcialabym Wam jednak polecić mój najnowszy tekst na portalu książkisą ważne. Tekst ,który pogodzi zwolenników i przeciwników Halloween :) No bo gdyby zamiast drążyć dynie czy przebierać się za upiory, narażając się tym samym na krytykę choćby dziadków, podarować dziecku książkę? Moze nawet książkę o śmierci? A moze warto tworzyć swoje czytelnicze rytuały? Swoje święta? Książka coraz częściej przegrywa z elektronicznymi gadżetami, zwłaszcza na arenie takich świąt jak Boze Narodzenie czy Wielkanoc. Walczyć z tym czy moze stwarzać okazje do podarowania książki? I o tym jest ten artykuł:) Zapraszam! Artykuł znajdziecie tutaj

wtorek, 28 października 2014

książki są ważne

Kochani,

Codziennie dostaję mnóstwo zapytań czy teraz gdzieś coś publikuje. Otóż owszem:) Od czerwca jestem recenzentem książek na portalu; książki są ważne. Cieszę się bardzo, bo najlepiej lubię współpracę kiedy coś powstaje i ja, mała cząstka, mam wpływ na to jak to się rozwinie. Właśnie się ukazała moja pierwsza publikacja! Jestem mega podekscytowana, chociaż to przecież nie pierwszy raz:) Współtworzyłam już portal Creative Magazine i chociaż nie wspominam tego najlepiej, to jednak czegoś się tam nauczyłam:) No i pozostały fajne teksy z których wciąż jestem dumna! Odsyłam zainteresowanych do odpowiedniej zakładki na blogu:)

A dziś polecam Wam recenzje Niedoparków. To takie stwory, które zeżyrają Wam, nam skarpety:) Wspaniała książka, którą można podarować na Mikołaja albo pod choinkę, albo bez okazji:) Książka jest dobra na każdą okazje.

Dumna jestem ogromnie ze swojej stopki redakcyjnej. W magazynie dla kobiet nie mogłam podkreślić jak ważne jest dla mnie to, że jestem matką:) Nie wypadało:) Kobiecie sukcesu nie wypada napisać, że macierzyństwo sprawia, że lata:) Tutaj nie omieszkałam tego podkreślić, a żeby mocniej zabrzmiało, zamieściłam swoje zdjęcie z córką z ostatniej kampanii Raffaello. Oto jak to wygląda:





Zasadnicza Pani inżynier, której brak dyplomacji. Miłośniczka niełatwych książek i filmów. Nie dla niej komedie romantyczne i ocieplacze dusz. Pełna sprzeczności. Raz słodka niczym anioł raz diablica i furiatka. Uwielbia sielsko-wiejskie klimaty i swój mały, biały domek na uroczej wsi. Bezkompromisowa chociaż z wiekiem wie, że czasem trzeba odpuścić. Pielęgnuje w sobie element szaleństwa i od czasu do czasu robi coś, co jej rodzinę przyprawia o ból głowy. Bez pierwiastka romantycznego, ale z bardzo romantyczną miłością w tle, która twa już 14 lat i której owocem jest dwójka dzieci. To właśnie dzieci sprawiają, że codziennie lata i wznosi się coraz wyżej.

Prawda, że ładnie?:) W takim razie zapraszam do lajkowania. Fan page książki są ważne znajdziecie tu.


Serdecznie zapraszam a ja zabieram się do roboty, bo własnie dostałam zlecenie na artykuł o książkach... na wszystkich świętych:)

Monia

poniedziałek, 27 października 2014

Zgrzyty na Blog Forum Gdańsk 2014

Hej,

Nie, nie byłam. Nie starałam się nawet, ale za rok, kto wie. Znamy takie spektakularne, szybkie wejścia na Blog Forum Gdańsk np Kasia Gandor. Rekomendowana przez samego Kominka kiedy zaczynała, a wiadomo, że Kominek to guru polskiej gratisosfery. "Wpływowy bloger", takie wyróżnienie dostał na tegorocznym Blog Forum Gdańsk i to niewątpliwie jest prawdą. Mimo, że wcale nie jest najlepiej czytanym blogerem, mimo że dawno przeskoczyli go inni, to własnie z nim się liczą wszystkie agencje. Przynajmniej dopóki relacje bloger-agencja-firma będą mieć racje bytu, bo coraz częściej się słyszy, że najlepsze akcje reklamowe są wtedy kiedy bloger sam zgłasza się do firmy. Kiedy to nastąpi Kominek i Towarzystwo Wzajemnej Adoracji, wreszcie przestaną mieć racje bytu. I dobrze, bo jest wiele doskonałych blogów, które nie mogą się przebić bez wchodzenia w tyłek Kominkowi.

A Kominek oczywiście nie mógł się powstrzymać od zareklamowania swojej wielkiej trójcy ze sceny Teatru Szekspirowskiego. I o ile Segritta rzeczywiście dobrze pisze, to talent pisarski Fashionelki jest wątpliwy. Tucholski wyparł Opydo, choć dzień wcześniej jedli razem pizze:)))

Był jeszcze jeden zgrzyt a właściwie dwa zgrzyty. Pierwszy kiedy Michał Szafrański porównał górników do blogerów a właściwie zrównał ich pracę. Lubię Michała, cenie go bardzo i uważam, że jego wystąpienie na Blog Forum Gdańsk było najlepsze ze wszystkich a przynajmniej było w pierwszej trójce obok wystąpienia Joanny Malinowskiej-Parzydło i Jarosława Kuźniara. Zasłużenie dostał nagrodę "Społecznie Odpowiedzialny Bloger", ale porównanie pracy górnika, który codziennie się naraża,do pracy blogera było nie na miejscu.

Zgrzyt drugi, to pusta sala w czasie panelu o zagranicznych blogach. Blogach politycznych, którym najbliżej do górników, bo tak, oni codziennie się narażają. Władzy. Walczą piórem nie o kolejny dar losu czy gratis, walczą z realnym zagrożeniem, zagrzewają ludzi do walki, mówią prawdę. I kiedy na sali toczy się zażarta dyskusja, ciary chodzą po plecach, nasza polska blogosfera wcina frytki i wrzuca na instagrama:/ Ci co są, są niebiescy. Nie, nie z przerażenia czy z wrażenia. Oni też żrą te frytki, internetowo. Wpatrzeni w ekran swojego telefonu, żałują, że nie zrobili tego samego co ich lifestylowi koledzy. No bo co ich obchodzi polityka?! Oni nie mają bloga misyjnego, oni mają bloga komercyjnego! Nie chcą zbawiać świata, ba, nie chcą nawet się brudzić czytaniem niechcianych czy niewygodnych komentarzy. "Cenią święty spokój"- jak powiedział Kominek. I znów tylko Michał Szafrański się temu przeciwstawił.

Trzeci zgrzyt, tak wiem miały być dwa, ale własnie przypomniał mi się trzeci. Wystąpienie Magdy i Sergiusza Pinkwartów. Pomijam szkolną wiedzę jaką nam podali. Pomijam absurdalne rady typu; wymiana baterii w dyktafonie, ale kreowanie niusów? Improwizacja? Czy  bloger ma się zniżyć do poziomu paradokumentów? Czy czytelnik, w świecie totalnej ściemy, nie zasługuje już na prawdę? Wszyscy mają go robić w bambuko? Bloger, który robi ze swoich czytelników frajerów jest skończony. Przynajmniej powinien być, bo wszystko co ma to jego wiarygodność.

Właśnie się dowiedziałam, że motyw skradzionego telefonu blogerki Maffashion, to ściema! To akcja promocyjna Orange! Wyobrażacie sobie? Te wszystkie filmiki, te dramatyczne posty, to wszystko kłamstwo. Nasze współczucie, troska były niepotrzebne. Pytam się, jak mamy jej zaufać następnym razem? Tak, wiem, Maff to nie prezydent, żeby jej ufać, ale jej wiarygodność legła!
To tak jak z innym blogerem, który zawzięcie reklamuje kredyty hipoteczne Edwin Zasada. Trąbi wszem i wobec, że to najlepszy czas. Mąci ludziom w głowach, bo oto bloger, którego bardzo cenie, który zna się na rzeczy, bo 10 lat pracował w branży finansowej Marcin Wuc, zdecydowanie mówi, że kredyt bierzemy z rozwagą, bo to najdroższy wynajem mieszkania!

"Każda decyzja rzutuje na naszą  przyszłość" to jedna z zasad Michała Szafrańskiego. Mądra, ważna zasada. Wydaje się, że większość blogerów o tej zasadzie nie wie.

Chciałabym za rok uczestniczyć w tym wydarzeniu, ale boję się, że będzie jak z Fashion Weekiem, na który pojechałam jako dziennikarka poczytnego magazynu dla kobiet. Modowe wydarzenie, znani projektanci, poczucie wyjątkowości aż do przekroczenia progu. Po przekroczeniu okazało się, że to tania tańcbuda  z przebranymi pajacami, wulgarnymi ochroniarzami, złą organizacją:/ W przypadku Blog Forum Gdańsk, może się okazać, że te wszystkie pawie mają wyskubane ogony. Tylko Gdańsk się obroni.Zawsze;)))))




wtorek, 7 października 2014

sesja zdjęciowa "Matka i córka", Raffaello 2014

Debiut mojej córki jako fotomodelki! Muszę dodać, że to nagroda za wysokie wyniki w nauce (średnia 5,3 na koniec 4 klasy i nagroda z rąk samego Pana Dyrektora).Nagroda ode mnie jest własnie ta sesja. A właściwie pozwolenie na nią, bo sesje zorganizowało Raffaello. Zdjęcia wykonał genialny Marcin Klaban a makijaż i fryzury to zasługa Gosi Abramowicz. Natomiast stylizacje modelek, to moja zasługa:)

No to miłego oglądania:)
















poniedziałek, 29 września 2014

Zapowiedz sesji zdjęciowej od Raffaello Polska

Ze sporym zdenerwowaniem śledzę pogodę, bo oto dostałam kolejne zaproszenie do sesji zdjęciowej i to z córką! Dla Halinki to będzie pierwszy raz, więc jest mega podekscytowana. Trzymajcie za nas kciuki żeby wszystko się udało:)

A to kilka zdjęć z moich wcześniejszych sesji


Kalendarz Paclan, grudzień 2012
Photo; grymuza Photografy
Make up; Maja
Hair; Bartosz Satora











Kampania Wakacje na okrągło,listopad 2013

photo; Sebastian Wolny
make up; Anna Łyszkowska
hair: Konrad Kłos










Wygląda na to, że co roku mam jakąś sesję:) Starość nie radość? Właśnie, że radość:)

Nowy cykl: Czego o mnie nie wiecie#1 Fonia, nasz kot

Przyspieszam:) Dziś otwieram nowy cykl; Czego o mnie nie wiecie, odsłona pierwsza.

Chciałam napisać o naszym kocie, ale żeby zacząć, muszę napisać, że jestem właścicielką małego , wiejskiego domku koło Sandomierza. Do tegoż domku uciekamy niemal we wszystkie wakacje, na wszelkie możliwe święta a czasem tylko na weekendy. Ciągnie nas tam i najpewniej emeryturę spędzimy tam:) I właśnie tam, corocznie, "dobrzy" ludzie podrzucają nam kocięta. Oczywiście wszystkimi się troskliwie opiekujemy.Dają nam mnóstwo radości! Problem przychodzi kiedy czas się pożegnać z wsią i zbratać z miastem. Nie lubię zwierząt w mieście. Nie uważam, żeby były szczęśliwe. Te krótkie spacerki, ta wieczna samotność i oczekiwanie na swojego pana.
Długo się wzbraniałam przed przygarnięciem pod miastowy dach zwierzęcia. W dodatku wszyscy jesteśmy alergikami:( Ale, ale widocznie zwierzęta, jak dzieci , same sobie wybierają czas i rodzinę do której chcą trafić. Najpierw trafiła Czakumbrala, mama Foni. Piękna szylkretka! Ktoś ją podrzucił pod bramę. Miała ok 3 miesięcy w lipcu, jak do nas trafiła. Nieufna, przestraszona, pierwsze tygodnie spędziła na starej gruszce, schodząc tylko na jedzenie. Kiedy odjeżdżaliśmy była 2 miesiące starsza i uznaliśmy, że z pomocą sąsiadów,poradzi sobie na wsi tym bardziej, że przynajmniej raz w miesiącu ktoś do niej zaglądał. I rzeczywiście radziła sobie świetnie. Kiedy przyjechaliśmy w czerwcu na jakiś weekend, Czakumbrala przyniosła mi do łóżka... swoje nowo narodzone kociątka:) I mimo, że odnosiłam jej te kotki na jej posłanie, wciąż robił to samo. W końcu poddaliśmy się i umieściliśmy całą rodzinę w naszym domu. Największym kociakiem , którego zawsze pierwszego niosła, była właśnie Fonia a właściwie Nicponia. Ciekawska, łobuzerska kociczka, która nie miauczy tylko wyje jak mały wilczek (może uda mi się to kiedyś nagrać:))). To ona pierwsza lądowała w moim łóżku:) Trzem kotką udało się znaleźć dom. Z Fonią najtrudniej było nam się rozstać. I tak oto kociczka, która moim zdaniem,najmniej nadawała się do zamieszkania w mieście, świetnie się w nim zaadoptowała. Najpierw chodziła na smyczy jak piesek, teraz tylko z obróżką. Kiedy chce wyjść , rozkosznie wyje:) Chodzi przy nodze jak piesek, czasem zostaje sama na dworze, Zna wszystkich sąsiadów a oni są nią zauroczeni:) Dużo śpi, dużo je i jest postrachem wszystkich psów. Wciąż nie może się nadziwić tym wszystkim psom na balkonach. Patrzy na nich z politowaniem. O dziwo, śpi w nocy jak niemowlę. Budzi się dokładnie o 6. Pewnie nie potrwa to długo, wszak kot to zwierze nocne, ale na razie jest grzeczna i daje spać. Może wróci na wieś. 4 godzinną podróż zniosła bardzo dobrze, całą przespała:) Będziemy ją zabierać na wieś i może uzna któregoś dnia, że zostaje. Pogodzimy się z tym jakoś. Kota i jego kociej natury się nie oszuka a Fonia to nie jest pluszowy miś. Dla niej pełna miska i ciepły kąt nigdy nie będzie ponad wolność. A ja wolność kocham i rozumiem, dlatego kiedy będzie chciała "odejść", pozwolę jej na to:)


 mama naszej Foni, kiedy sama była mała, czyli Czakumbrala



A to nasza Fonia, która sobie nas wybrała:)

sobota, 27 września 2014

Wakacje, wakacje i po wakacjach

Ależ mnie tu długo nie było!

Trochę to zrobiłam z rozmysłem trochę z konieczności, bo tam gdzie byłam nie było wifi:) Mijamy się z tym ustrojstwem, ale może i dobrze. A gdzie byłam?


Byłam w Chorwacji na wyspie KRK. To już drugi raz. Jestem zauroczona tym miejscem i czuję, że mogłabym tam osiąść na stałe kręcąc lody lawendowe.Tak, byłabym szczęśliwa, bo mnie do szczęście niewiele potrzeba. Przede wszystkim SŁOŃCE! Bo ja Proszę Państwa jestem baterią słoneczną:) LAZUR NIEBA I MORZA, to druga rzecz która mnie uszczęśliwia i wreszcie DOBRE JEDZENIE. No tego niestety mi na wyspie KRK brakuję. Nie można przecież przez cały pobyt pałaszować zupy rakowej, która nie dość że droga, to jest jej zaledwie jednak chochelka. Nawet ja, po takiej ilości, mdleję z głodu:)

Byłam również w ukochanym Sandomierzu. Kocham to miasto miłością niezmienną. Uwielbiam Cafe Małą, gdzie dają najpyszniejszą kawę na świecie i boleję, że jestem tam tak rzadko.

Okoliczności przyrody, lato, wysokie temperatury, to wszystko sprawiło, że trzymałam się daleko od komputera, ale dziś przeglądając statusy utyskiwaczy, którzy nie dostali się na Blog Forum Gdańsk, pomyślałam sobie, że za rok chciałabym o tej porze zobaczyć nasze morze:) Dlatego przepraszam się z pisaniem, przytulam się do komputera i obiecuję sobie, że za rok o tej porze będę w Gdańsku:) Pomożecie?

Na koniec tylko powiem, że nasza rodzina się powiększyła:) Fonia, tak nazywa się nasz nowy członek rodziny. To kot a raczej piękna kociczka, która jest z nami od czerwca, ale dopiero od września została mieszczuchem. O Foni więcej napiszę następnym razem.


Zostawiam Was z porcją gorących zdjęć. Miłego oglądania.