środa, 29 kwietnia 2015

Wszystko co dobre


Wszystko co dobre


All Good Things, USA, 2010, 101 minut. Reżyseria: Andrew Jarecki. Scenariusz: Marcus Hinchey, Marc Smerling. Obsada: Ryan Gosling, Kirsten Dunst, Frank Langella, Lily Rabe, Philip Baker Hall. Zdjęcia: Michael Seresin. Muzyka: Rob Simonsen. Dystrybucja na dvd w Polsce: Monolith, 21 kwietnia 2011. 


   Film Pana Jareckiego nie pojawił się w naszych kinach.Dlaczego? Zupełnie tego nie rozumiem, bo film jest bardzo dobry, dający do myślenia, z piękną muzyką i ze znakomitą obsadą.To film który porusza, ale tez potrafi zirytować.Oto mamy bowiem ewidentną zbrodnie, ale nie mamy kary! Główny podejrzany Robert Durst zdołał bowiem przekonać przysięgłych, ze nie ma nic wspólnego z zaginięciem żony i egzekucją przyjaciółki z dzieciństwa, a swojego sąsiada zabił i poćwiartował w...samoobronie:/ Po odsiedzeniu symbolicznej kary jest wolnym człowiekiem i nawet był na planie zdjęciowy, co wszystkich napawało niepokojem, bowiem film jest oparty na faktach! Opowiada o najgłośniejszej, nie rozwiązanej sprawie kryminalnej Nowego Jorku.


   Duży atutem filmu jest znakomita obsada. Gosling to najlepszy aktor młodego pokolenia, znany z takich filmów jak choćby "Pamiętnik". Kirsten Dunst nawet nie trzeba reklamować, wystarczy przypomnieć tylko wspaniały , kostiumowy film z jej udziałem "Maria Antonina".Świetna muzyka Rob'a Simonsen'a dodatkowo podkręca atmosferę tajemniczości i niepokoju.


   Reżyser od początku przedstawia Durst'a jako winnego, ale próbuje go tez bronić, przywołując fakty z jego dzieciństwa, które najpewniej wpłynęły na jego postępowanie.Niebywałe jest jednak to, ze wystarczy być bogatym i wpływowym aby takie zbrodnie uchodziły na sucho.


   Reasumując bardzo gorąco polecam. Ja po obejrzeniu filmu przekopałam cały internet aby o tej historii dowiedzieć się czegoś więcej i niestety, zarówno w internecie jaki i w filmie jest więcej spekulacji niż faktów:/ Kathleen Durst do tej pory nie odnaleziono.Zrozpaczona rodzina od 20 lat wciąż ją szuka.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Ty też jesteś Michaśką????


Kolejna #GównoBurza w internetach  rozpętała się na dobre i zbiera już swoje żniwa. Podzielił się światek modowy. Jedni zdecydowanie się od Michaśki odwracają, inni, rzucają się na stos, żeby ratować to co z niej zostało.


A fakt jest taki, że o ile o faszyzm trudno Michaśke podejrzewać, to nie zmienia to faktu, że użyła symboli nazistowskich a za to jest kara. Dlaczego zatem miałaby jej uniknąć?. Czyżby bloger był wyżej niż zwykły Kowalski? A może artyście wolno więcej? Wszystko przykryć wizją artystyczną i jest git.

 Michaśka doskonale wiedziała, że wywoła kontrowersje. Wcześnie na swoim profilu zapowiadała wielkie boom! Osiągnęła to co chciała. Zyskała fejm. Czy przewidziała taki ostracyzm? Wydaje się, że nie. Myślała, że uderzy się w pierś i wszystko przycichnie. Zamiast artystycznego performingu powstały jednak zgliszcza; zerwana współpraca z wydawnictwem Znak, brak zaproszenie od Doroty Wróblewskiej na Warsaw Fashion Street. Osobiście mam nadzieję, że to dopiero początek. Nie żebym podniecała się internetowym linczem. Po prostu dorosły człowiek ponosi konsekwencje swoich działań. I tyle. Aż tyle. 

W całym zamieszaniu jednak wyszła na jaw ciekawa rzecz. Kim jest Witkowski?  Pisarze się od niego odcinają (brawo dla Żulczyka), blogerem  modowym chyba też nie jest skoro musi go stylizować stylista (Tobiasz, czyżby Ty???),więc kim on jest? Skandalistą, któremu światła jupiterów  prześwietliły mózg? A jeśli tylko tym, to czy chcemy go oglądać?  Może powinniśmy go strącić w społeczny niebyt? Wreszcie. Dla jego dobra i dla swojego. Może odezwie się w nim literat, którego po drodze zgubił. 







Koprówka

sobota, 18 kwietnia 2015

Moja opinia dotycząca Purete Thermale od Vichy

Żel oczyszczająco-nawilżający

Miałam ochotę na te nowe kosmetyki Vichy, wiec zawalczyłam i wygrałam, to co chciałam. Zawsze mnie cieszą takie sytuacje, bo to udowadnia, że warto sięgać gwiazd. To co, że to tylko żel do twarzy a nie wygrana w totka J Na totka też przyjdzie czas a dobry żel, to też skarb.

Zawsze mnie dziwią takie szybkie recenzje. Zastanawiam się wtedy czy ludzie mają tak małe wymagania czy ja jestem zbyt wymagająca?
Mojemu egzemplarzowi postawiłam trzy poprzeczki; zmycie pogrubiającego i wydłużającego tuszu, zmycie eyelinera w pisaku i zmycie miękkiej kredki do oczu. Chciałam oczywiście też, aby nie tylko oczyszczał, ale również pielęgnował moją wrażliwą skórę.





Z tuszem poradził sobie bez najmniejszego problemu, z eyelinerem również. Moje największe obawy budziła miękka kredka, która lubi wchodzić między rzęsy i bez płynu micelarnego raczej nie udaje jej się zmyć. Tym razem również żel świetnie sobie poradził! Byłam zaskoczona, myślałam, ze na tym zadaniu go zagnę J Zaskoczył mnie jeszcze swoją wydajnością. Jedne naciśnięcie pompki, jedna mała kropelka wystarcza, aby umyć twarz, szyje, dekolt J Fajnie się pieni, a twarz po umyciu jest świetnie oczyszczona i jakby nawilżona. Zazwyczaj muszę natychmiast położyć krem, aby zniwelować uczucie ściągania. Teraz mogłam spokojnie zrobić sobie kawy  a twarz dalej czuła się komfortowo.

 Jakaś łyżka  dziegciu musi jednak być. Otóż należy uważać na oczy, bo żel niemiłosiernie szczypie! Zazwyczaj, używane przeze mnie żele, nie szczypały w oczy. Spokojnie mogłam je stosować zamiennie i do…higieny intymnej w podbramkowych sytuacjach. Z tym żelem to nie wchodzi w grę! Dziwi mnie to szczypanie, bo twarz jest wyjątkowo gładka po myciu i wyjątkowo nawilżona. Co tam jest takiego agresywnego?

No i cena. Vichy przyzwyczaiło nas do produktów z wysokiej półki, które musza mieć swoją cenę. Ja jednak  za żel do twarzy byłabym w stanie zapłacić maksymalnie 40 zł.


Reasumując, to jest bardzo dobry produkt o pięknym zapachu, który jednak w tym przypadku jest chyba najmniej ważny. Przynajmniej dla mnie.Będę na niego polować, kiedy będzie kusił promocyjną ceną. 

Koprówka

Traumatyczna relacja z Fashion Philosophy Fashion Week Poland!


Fashion Week, 2013






Rozpoczął się Fashion Philosophy Fashion Week Poland. Najbardziej prestiżowa impreza modowa.  Już kiedyś, dla pewnego magazynu, miałam napisać relacje. Zrezygnowaliśmy wtedy z tego, bo moje wrażenia były traumatyczne. Doszłyśmy wtedy z redaktor naczelną, że nic to nie da a magazynowi może zaszkodzić. Teraz jednak mam swoje medium i mogę swoje wrażenia spisać, bo nie jestem z nikim związana żadnymi zależnościami. To daje wolnośćJ

Miałam zaproszenie na pokaz Łukasza Jemioła. Ponieważ był to mój pierwszy raz, nie wiedziałam co mnie czeka. Zabrałam nawet męża, bo nigdy nie  byliśmy w Łodzi, więc pomyśleliśmy sobie, że upieczemy obie pieczenie na jednym ogniu.

Zarezerwowaliśmy hotel, zabrałam najlepszą sukienkę Simple jaką miałam i torebkę od Sabiny Pilewicz (ostatecznie stanęło na torebce z H&M) i pojechaliśmy.  W dniu pokazu, ja wyglądałam jak z żurnala a mąż niczym  wyjęty z książki Mr Vintage. O ja naiwna  matka polka myślałam, że zaproszenie otworzy mi każde drzwi. Na miejscu okazało się, że tłum ludzi szturmuje wejście. Ochroniarze rzucają mięsem, z tłumu też lecą niewyszukane  komentarze. Straszą, że nikt nie wejdzie a zaproszenia nieważne.Za dużo blogerek modowych i nie ma miejsca:) Mąż spasował po 10 minutach.Już wcześniej był zszokowany, ale zaciskał zęby. To miała być prestiżowa impreza modowa a był cyrk! Na odchodne rzucił mi tylko smutne spojrzenie pomieszane z politowaniem. Ja, po pierwszym szoku, zawzięłam się.Chciałam mieć relacje z pokazu. Miałam zaproszenie, akredytacje i zobowiązania! Podciągłam kiece i lecę do pierwszego lepszego ochroniarza i mówię, że jestem z Katowic! "Z KATOWIC"- krzyczę! Zero reakcji. No cóż, kobiece łzy, w dodatku długowłosej blondynki, zawsze działają i cóż, że nieszczere. Weszłam. Siedziałam na schodach, ale to już nie miało znaczenia. 

Spocona, na głowie jeden wielki kołtun. Sponiewierana, chciałam tylko trochę odetchnąć. "Obudziłam się" na sam koniec, kiedy Pan Łukasz radośnie wmaszerował na scenę:)

  Do wyjścia już się nie pchałam. Opadłam z sił. Dobrze, że blisko hotelu była urocza knajpka z irlandzkim piwem, gdzie spędziliśmy z mężem uroczy wieczór. Teraz tylko zdjęcie z Misiem Uszatkiem na ulicy Piotrkowskiej, przypomina nam o tym modowym koszmarze:)))

Myślę, że Witkowski i jego Miss Gizzy, to jest kwintesencja tego modowego światka. Tłum pajaców, którzy robią wszystko, żeby jak najbardziej się wyróżnić. Nieważne, że to bez gustu, bez smaku. Ważne, że kolorowo, kontrowersyjnie. Faceci w pończochach, w szpilkach. Kobiety z pawiem na łbie i z piórkiem w kuprze:/ To my jesteśmy dziwni, że to nas zniesmacza.

Sam pokaz zapewne był piękny. Zapewne, bo zanim się ogarnęłam zdążył się skończyć. Zazwyczaj trwa 15 minut, ale żeby wejść trzeba stanąć w kolejce. Tylko za czym kolejka ta stoi? Na to pytanie już sami sobie odpowiedzcie. 

Opisane zdarzenia miały miejsce 20 kwietnia 2013 roku

Koprówka