czwartek, 29 stycznia 2015

Jak to Chodakowska z Lewandowską poszły w odstawkę

Jeszcze w grudniu z politowaniem patrzyłam na te wszystkie laski, które uległy czarowi Chodakowskiej i Lewandowskiej. Śmiałam się z tych wszystkich, którzy katowali się sałatkami w knajpach, choć biodra nie mieściły się na siedzisku. Oczami wyobraźni widziałam, jak zaraz po przyjściu, rzucają się do lodówki, aby wymieść z niej wszystko co nie pachnie warzywami .

Jaglanka i owsianka przyprawiała mnie o mdłości. Nie żałowałam sobie niczego, bo nigdy nie miałam problemów z wagą. Stop. Miałam. W drugą stronę. Nie mogłam przytyć. Zawsze byłam za chuda a w zaleceniach; dietę wysokokaloryczną J  Aż nagle przyszła pamiętna zima, kiedy to przytyłam 6 kilogramów. Dokładnie kilogram na każdy zimowy miesiąc. Najpierw byłam zachwycona. Te walory, których nigdy nie miałam, tak pięknie zaokrąglone J Ten biust, który nie mieścił się w miseczce B. Niestety, brzuch też się nie mieścił w gaciach:/ Byli tacy, co bez ogródek, wypominali mi nadmierne kilogramy i tacy, co niby z troską pytali o zdrowie, żeby tylko nadmienić, że wyglądam zgoła inaczej J

Ponieważ rzeczywiście było to trochę dziwne, przebadałam się. Zbadałam tarczyce, zrobiłam usg brzucha i sprawdziłam stan swojej wątroby. Kolejne kroki skierowałam do ginekologa. Zrobiłam gruntowny przegląd i okazało się, że na szczęście, nic mi nie dolega tylko  po prostu się zapuściłam!

Dla kogoś co całe życie jadł kalorycznie a nawet bardzo kalorycznie, zmienić jadłospis i przyzwyczajenia, nie jest prostą sprawą. W ogóle nie wiedziałam jak liczyć te wszystkie kalorie, co jeść, jak jeść i kiedy. I tutaj z pomocą przyszła mi aplikacja: Fat Secret. Wpisywałam co jadłam a ona liczyła za mnie. Niestety, samą dietą udało mi się zrzucić tylko kilogram zbędnego cielska J Trzeba było się wziąć za ćwiczenia.

Chodakowska odpadła na wstępie. Irytuje mnie w niej wszystko. Począwszy od sztucznego biustu po fałszywą życzliwość. Lewandowska i Mel B mają jakąś hiper aktywność. Nijak nie byłam w stanie im dorównać. Zrezygnowana, zaczęłam przeglądać instagram w poszukiwaniu jakiejś inspiracji i tak trafiłam na zachwyty odnoście aplikacji Nike Training. Rzeczywiście, ćwiczenia niby te same a jakoś łatwiej się przemóc. Nikt nie krzyczy; „Dasz radę! Wierzę w Ciebie. Jeszcze trzy, jeszcze dwa, jeszcze raz”. Ćwiczysz w swoim tempie, tyle ile chcesz. To ważne na początku, kiedy niewyćwiczone ciało opiera się intensywnym treningom i zbyt szybkiemu tempu. Można na zawsze stracić motywacje a wiosna już tak bliskoJ

Kiedy poczułam, że moje pośladki lekko się uniosły i nie umierałam już po każdej więziennej pompce, zapragnęłam odmiany. Chciałam więcej i mocniej. I tak trafiłam na Trenerkę Info. I nie wiem czy ujął mnie w niej spokój czy to, że w tle falują palmy, ale zostałam na dłużej.

Wreszcie zaczęłam wyglądać dobrze w legginsach. Po nadprogramowych kilogramach nie ma już śladu. Najważniejsze jednak, że ciało zrobiło się jędrne i sprężyste.  Postanowiłam zapisać się na regularne treningi aby podtrzymać efekt. Chciałam też poczuć tą przynależność. Stanąć w szeregu, przy stepie, z butelką wody i poczuć dreszcz rywalizacji J Akurat dostałam tygodniówkę do wykorzystania w Pure Jatomi Fitness Polska. Co tam robiłam i jak było, napiszę w osobnej notce. A Wy? Ulegliście modzie czy trzymacie się twardo?


Edit; kolejna świetna aplikacja na telefon lub nawet na telewizor! Fitnoteq. Polecam sama z siebie:) Nikt mi nie płacił:) TO NIE JEST POST REKLAMOWY:)))))





niedziela, 25 stycznia 2015

Detoksykacyjna moc trawki

Masz zioło? Dasz zioło?

Świat opanowała kolejna moda. Moda na ziołolecznictwo. Nie musimy czekać na wiek emerytalny, żeby bujać się w fotelu, parzyć i popijać ziółka. Teraz nawet już nie musimy parzyć. Wystarczy zaopatrzyć się w zioła liofilizowane i rano, na szybko, rozpuścić dwie łyżeczki i chlup w ten młody dziób.

Najpierw były zielone koktajle, które wciąż są modne. Z przyjściem wiosny, będą na blogach robić zawrotną karierę. Bardzo dobrze, bo to kopalnia antyoksydantów.   Właściwie jeszcze wcześniej był boom na zieloną herbatę, którą połowa ludzkości nie potrafi parzyć. Odkąd okazało się, że herbatki zawierają glin (ta zielona znaczniej więcej niż czarna), który odkłada się w mózgu, powodując Alzhaimera, jakby trochę o zielonej herbacie ciszej. No i na tapetę wróciły zioła. Najpierw nasze rodzime czyli; siemię lniane, pokrzywa, skrzyp, mięta. Później te bardziej światowe; czystek, babka płesznik, ostropest plamisty a nasze siemię wygryzły nasiona chia. Czy to źle? Ależ skąd! Bardzo dobrze! Szczególnie, że ta moda nie jest z wysokiej półki i każdego na nią stać.

Dziś jednak chciałabym zwrócić Waszą uwagę na… zboża, którymi zachwyca się celebrycki świat. A skoro im już słoma z butów wychodzi, to znaczy że za chwileczkę zachłysną się tym zwykli śmiertelnicy.

Owies i jęczmień czyli detoksycyjne trawki. Nie o owsiance jednak dziś mowa, tylko o sokach z młodych roślin. W medycynie ludowej znane od dawna, ale kto by wcześniej chłopa słuchał.

 Owies nie tylko obniża pozom cholesterolu we krwi, ale i wykazuje działanie przeciwnowotworowe, moczopędne i… uspokajające. I właśnie z tego ostatniego powodu jest tak doceniany przez celebrytki. Myślę, że za przemianą Dody w słodkiego anioła, która chce się ze wszystkimi godzić, stoi właśnie owies. Młody, zielony owies J

Ponad to owies reguluje poziom estrogenów, więc na pokwitanie jak znalazł. I ponoć hamuje łysienie u panów, więc takie tete-a-tete z owsem, to korzyści dla obojga J Nie tylko odmłodzi ale i zwiększy popęd seksualny J

Jeszcze większym hitem jest zielony jęczmień. Czy wiecie, że zawiera więcej żelaza niż szpinak i więcej witaminy C niż pomarańcze? Działa oczywiście odchudzająco, odtruwająco i znacząco poprawia odporność. Ci co biegają, a ciągle chorują, powinni sięgnąć po sok z młodego jęczmienia. Panaceum na wszelkie dolegliwości, których nie chce tu wymieniać, żeby Was nie zanudzać. Ważne, żeby właśnie wybrać liofilizowany sok, bo tylko to gwarantuje najwyższą jakość.

 Ponieważ trwa moda na bezglutenowe produkty, to uspakajam że w zielonym jęczmieniu go nie ma! Nie zdąży się zawiązać, bo jest ścinany albo po 7 dniach albo po 14 dniach. Gluten jest w ziarnach a nie w trawie J Zawsze jednak możecie poprosić firmę o przesłanie certyfikatu bezglutenowości gdybyście mieli wątpliwości J


Jeśli nie jadacie zup w proszku i nie chcecie też jadać jęczmienia czy owsa w proszku, pijcie świeżą trawęJ Bender w dłoń i miksu miksuJ Szklarenka na kuchennym oknie, to teraz niezbędny gadżet 

Oczywiście, to tylko liźnięcie tematu. W szeptuchę się bawić nie będę, ale jeśli coś Was trapi, to warto szukać pomocy w niekonwencjonalnych rozwiązaniach tym bardziej, że niektóre rozwiązania są znane od lat a nawet od tysiącleci! 

Koprówka

czwartek, 22 stycznia 2015

Kolejny challenge- lans czy fajna inicjatywa?

„Lubię na stolę, w przedpokoju, na kanapie i na ławie w kuchni a najlepiej lubię na poddaszu”.

Czy coś Wam, to przypomina? Tak, to jedna z internetowych akcji mająca na celu przypomnienie kobietom o badaniach w kierunku raka piersi. Wcześniej było o butach. Pisało się długość stopy w centymetrach. Zanim ktoś zajarzył, o co w tym wszystkim chodzi, trzeba było odwiedzić takie przybytki jak kafeteria, gdzie nastoletnie panny, niemal szeptem i z wyższością, odkrywały mniej kumatym, o co kamanJ



Takich inicjatyw na Facebooku jest mnóstwo. Pozwólcie, że przytoczę kilka;

- Ice Bucket Challenge- akcja mająca na celu wypromowanie celebrytów:/ W ostatecznym rozrachunku okazało się bowiem, że miliony trafiły do szefostwa fundacji a z zeznań podatkowych wynika, że tylko 28 % przeznaczono na pomoc potrzebującym. W tym wypadku na chorych cierpiących na ALS

- „Od dzisiaj nie kupuje u oszustów podatkowych”.  Protestowano przeciwko firmie LPP. Szybko ją facebook ukrócił, co nie było potrzebne, bo któż by się oparł zakupom w takich sklepach jak Reserved czy Mohito

- Akcje typu klikaj i pomagaj. Pusta miska, Wyklikaj żywność czy najstarsza polska inicjatywa Pajacyk. Sama w ten sposób karmie kilka kotów a pusty brzuszek Pajacyka śni mi się po nocach 

- inicjatywy książkowe. W tamtym roku akcja; „10 książek, które miały wpływ na Twoje życie” chyba nie przyjęła się zbyt dobrze. Z moich znajomych tylko dwie udało się namówić na wynaturzenia osobiste. Powiedzmy sobie szczerze, jeśli to miało mieć sens, nie wystarczyło tylko wymienić tytułów. Trzeba było dorobić do tego jakąś ideologie. Gdy chciało się być szczerym, trzeba było się trochę odkryć. Nie każdemu to się podobało.

W tym roku nawet Mark Zuckerberg wkręcił się w czytanie książek i ogłosił rok 2015 Rokiem książek na Facebooku . On zadeklarował dwie na miesiąc . Autorzy inicjatywy 52 Book Challenge PL poszli jeszcze dalej. Jedna książka na tydzień czyli podwoili tą ilość! Dla prawdziwego mola książkowego, to naprawdę żadne wyzwanie.

I dziś chciałabym zachęcić Was to stawienia temu czoła. Nie ważne co czytacie. Lubicie romanse? Czytajcie romanse. Przejdzie Wam. Lubicie poradniki? Czytajcie poradniki. Jeśli tylko mają twardą okładkę, najpewniej są książkami (prztyczek) Ja oczywiście namawiam do sięgnięcia po literaturę przez duże L. Skoro jednak „Ziarno prawdy” widziałam dziś w dyskoncie spożywczym, leżącą w jakimś smętnym koszu, a nie widziałam tam ani jednej książki żadnego blogera, to znaczy że nie ma już literatury przez duże L i tak naprawdę każda książka jest lepsza od czytanie statusów na fejsie.

Na styczeń zatem polecam Wam cztery książki, które czyta się jednym tchem.

„Ziarno prawdy” Zygmunta Miłoszewskiego- muszę zacząć od tej książki. Po pierwsze akcja dzieję się w moim ukochanym Sandomierzu. Po drugie już 30-stego stycznia wchodzi na ekrany film o tym samym tytule z plejadą wspaniałych aktorów. Zawsze warto najpierw przeczytać książkę a potem obejrzeć film. I po trzecie akurat w Biedronce można zakupić książkę za 25 zł, co akurat mnie smuci L. To świetny kryminał! Trzyma w napięciu do ostatniej kartki i naprawdę, naprawdę nie wypada nie znać prokuratora Szackiego J. Ręczę, że przeczytacie w dwa dni J

„ Gniew” Zygmunta Miłoszewskiego- jeszcze lepszy kryminał! I pożegnanie z prokuratorem. Najnowsza książka Miłoszewskiego niedawno zyskała tytuł książki roku! Czytałam wszystkie książki tego autora i z czystym sumieniem mogę tylko przyklasnąć tej nagrodzie. To jest wspaniała lektura!

„Na granicy zmysłów” Przemka Kossakowskiego. Najpierw był program, który można było śledzić na kanale TTV. Teraz jest książka. Podróżujemy w niej przez Polskę, Ukrainę, Rosję i natrafiamy na uzdrowicieli, szamanów, szeptuchy i wróżów, których dziwne czary –mary, zawalają z nóg Przemka. Czy da się to wytłumaczyć? Czy są proste odpowiedzi? Śmiać się czy płakać? Świetna książka, która zostawia cię z mnóstwem pytańJ


„Marina” Carlos’a Ruiz Zafon’a .Jedyna pozycja z tych polecanych , którą raczej nie można określić mianem nowości J Wracam do niej dość często. Nie ma chyba nic przyjemniejszego niż w styczniowe, mroźne popołudnie, przemykać się ulicami Barcelony J. Wiem, że „Cień wiatru” ma lepsze rekomendacje, ale mnie właśnie zauroczyła „Marina” i to jej śladami radzę Wam podążyć J




Gdybyście chcieli dołączyć do wydarzenia to wystarczy kliknąć tutaj

To co? Gdzie lubicie czytać? Na kanapie? Na ławce w parku a może jak ja, na strychu?:)

środa, 21 stycznia 2015

Złote rady według Joasi Horodyńskiej

W poniedziałek odbyła się premiera Modowego Sądu Joasi Horodyńskiej. Oczywiście niemal wszyscy zdążyli napisać swoje spostrzeżenia. W większości przypadków publikacja zbiera bardzo dobre recenzje. Pojawiły się jednak głosy, że książka jest uboga w treść. Powiem, że wszystkiego się spodziewałam, ale nie takiego zarzutu. Być może dla kogoś kto tylko pobieżnie zerknął, przekartkował kilka kartek, może się wydawać, że więcej jest obrazków niż słowa. Nic jednak bardziej mylnego! Nie ma w tej publikacji zbędnego jednego zdania. Jest tak esencjonalna w treść, że aż lepka:)

 Aby nie być gołosłowną pozwoliłam sobie wyodrębnić  pięć uniwersalnych zasad, absolutnie dla każdego w każdym wieku i 10 złotych rad każdej fashionistki. Wydrukujcie sobie i powieście nad lustrem.

Uniwersalne zasady dla każdego  wg Joasi Horodyńskiej:

1.       Naucz się być pewnym swoich wyborów
2.       Warto o siebie dbać, aby potem z pełną świadomością i umiarem prezentować swoje atuty
3.       Naturalność to klucz do sukcesu
4.       Nie odsłaniaj zbyt dużo ciała. Tajemniczość to broń przed wulgarnością
5.       Jedna, charakterystyczna fryzura, w której jest nam ładnie, niekiedy jest lepsza od ciągłych zmian


Złote rady Joasi Horodyńskiej:

1.       Dobieranie cienia na powiekach pod kolor sukienki nigdy nie jest dobrym pomysłem

2.       Nosimy torebki jakby nie były nam potrzebne

3.       Szpilki trzeba dobierać tak, aby stopa prezentowała się w nich lekko

4.       Wystarczy kilka rzeczy w których prezentujemy się idealnie. Ich charakter zmieniamy za pomocą dodatków; butów lub torebek

5.       Dbanie o proporcje w stroju jest niezmiernie ważne. Jeśli góra jest oversize to dół musi być blisko ciała

6.       Mając w szafie jedną parę porządnych szpilek w kolorze nude, nigdy nie staniemy przed problemem wyboru właściwego obuwia

7.       Można być modną, nosząc jeden element zgodny z trendami, a nie wszystkie naraz

8.       Torebki czy puzderka muszą być w innym kolorze niż buty!

9.       Marynarka to rzecz na zawsze. Nigdy nie będzie niepotrzebnie zajmować miejsca w szafie

10.   Powściągliwość względem zbyt wielu kolorów, dodatków czy najnowszych trendów, może być pewnym krokiem do odnalezienia własnego stylu


Wierzcie mi, to tylko niektóre, wyłuskane przeze mnie, rady dla Was. Takich smaczków jest tam znacznie więcej. Zarzut więc, że publikacja jest uboga w treść jest z…czapy:/


Na naszym rynku coraz więcej znawców mody. Można rzec, że Polska stylistkami stoi Oblegają zazwyczaj wszystkie telewizje śniadaniowe i  wmawiają nam modę na paździerz, blich i …satyne:/ Albo wybierają tak oczywiste rozwiązania (bezpieczne), że znikamy w szarej masie. Warto kierować się rozsądkiem i wybierać korzystne dla nas rozwiązania. Eksperymentujcie z umiarem, szalejcie dodatkami a zawsze będziecie modne. A śniadaniówki z Charlize-Mistery jako modową wyrocznią, będą bawić Was do łez 

Na koniec krótki przegląd naszych rodzimych stylistek


Zosia Ślotała


Malwina Wędzikowska


Maja Sablewska

Anna Męczyńska ( najbardziej rozchwytywana i ceniona!)

 Ewelina Rydzyńska ( piękna i ujmująca)


Dorota Williams 


Wiganna Papina ( nie będzie trudno ją wygryźć Charlize-Mistery z „Pytania na śniadanie”) Dosyć ekscentryczna i kontrowersyjnaJ


A w kolejce już stoi tłum blogerek, na czele z Sylwią Boruc, które ostrzą sobie hybrydy i depczą już po piętach starej gwardii

źródło zdjęć: internet


Koprówka

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Brioche czyli jak przypodobać się babci i wyciągnąć trochę kasy:)

Brioche alla nutella


Buongiorno!

Po Internecie krąży film instruktażowy jak wykonać broszkę J Aż dziw bierze, że żadna blogerka kulinarna nie rzuciła się na wypuszczenie swojego przepisu. Skoro jest nisza, to wskoczę na ich miejsce.

Mój przepis na Brioche

Składniki: 

1 kostka margaryny lub masła
50 gram drożdży (pół kostki)
¼ szklanki ciepłego mleka
4 łyżki cukru
3 szklanki mąki
Szczypta soli
2 całe jaja

Sposób przyrządzenia:


Margarynę rozpuszczam na patelni (leciutko, tylko tyle żeby dała się rozkłócić łyżką). Robię rozczyn (drożdże rozpuszczam w ciepłym mleku i dodaje tylko 2 łyżki cukru, podsypuje mąką i zostawiam na chwile).

Do garnka wsypuje mąkę, resztę cukru (2 łyżki), szczyptę soli. Mieszam te sypkie składniki, dodaje 2 całe jajka. Znowu mieszam, wciąż łyżką, za co moje pazurki są mi wdzięczne J Następnie dodaje przestudzoną margarynę. Mieszam, łyżką a jakże J I na końcu, delikatnie dodaje rozczyn z drożdży i znowu mieszam, wciąż łyżkąJ Dopiero na sam koniec, kiedy ciasto już jest zwarte, biorę je w dłoń i chwilę pieszczę  J Po czym daje mu odpocząć jakieś pół godziny, nim znów wezmę je w obroty J Ciasto powinno urosnąć przynajmniej podwójnie. Kroje kulkę na cztery części i dalej postępuje na filmiku instruktażowym.  Ponieważ to nie jest blog kulinarny, nie zobaczycie u mnie zdjęć z tego etapu. Zależy mi, aby wpisy były krótkie, tak abyście mogli omieść wzrokiem to czego potrzebujecie i uciec do swoich zajęć J

Jedna uwaga; przełożenie ciasta z nutellą na patelkę jest dosyć trudne, radzę Wam robić warstwy już na blaszce! Wałkować na stolicy, przekładać na blaszkę i tam dopiero smarować nutellą.

 Kiedy już złożycie swoją broszkę, znowu musicie jej dać odpocząć. Przykryć, okryć, potem posmarować balsamem z rozbełtanego żółtka i dać jej czas J Pieczemy w uprzednio rozgrzanym piekarniku ok 25-30 minut, pomalutku (ok 150 stopni). Żadna „baba” nie lubi pośpiechu J

Spostrzeżenia;

- ciasto jest leciutkie. Nie róbcie więc dużych placków, tak żeby Wam jak mniej zostawało ciasta. Z tych odkrojonych części wprawdzie można zrobić kolejne placki, ale im więcej warstw tym większe ryzyko, że w czasie pieczenia broszka się…rozłoży i nie będzie taka ładna J Utrudnia to też ładne przewijanie ciasta J

- zostawiajcie jakiś 1 cm margines ciasta na brzegach bez nutelli. Im większy margines tym większe końce naszej broszki (ciasto bez nutelli rośnie większe)

- pamiętajcie, żeby zawijać równo, wtedy z nutelli zrobi się taka ładna gwiazdka w środku.

- nie martwcie się, że nie macie np. papieru do pieczenia. Można blaszkę posmarować tłuszczem a potem posypać mąką. Całe wieki się tak robiło to i teraz da radę J

- z dżemem też fajnie wychodzi.


A oto efekt finalny J











  Pierwsza robiona z przepisowych, czterech warstw. Druga, robiona z córką z większej ilości warstw (smarowanie jest takieeee fajne J ) Jedna bardziej doskonała, druga mniej, ale obie jednakowoż pyszne J Smacznego! 

Może zrobicie na Dzień Babci? 


czwartek, 15 stycznia 2015

Modowy sąd czyli Horodyńska na celowniku



Szczerze powiem, że czekałam na tę publikacje z wielką niecierpliwością. Nie dlatego, że jakoś wyjątkowo cenię Horodyńską. Nie jest dla mnie wyrocznią jeśli chodzi o modę. Wielu jej wyborów modowych nie rozumiem. Tak jak większości jawi mi się jako zimna i wyrachowana snobka. Jednak trzeba uczciwie przyznać, że jest największą ekspertką stylu jeśli chodzi o nasze podwórko. Kupując jednak tę publikację liczyłam na ostre cięgi dla naszych gwiazd. No i się przeliczyłam, ale ile się nauczyłam!


 Ostatnio Horodyńska zyskała rzesze fanek, pokazując się bez makijażu w filmie instruktażowym „Jak pomalować się na lato”.Pokazała się nam, że nie jest taka idealna a przez to trochę bliższa. Wypryski i liczne przebarwienia upodobniły ją do normalnej kobiety a tym samym wzbudziły większą sympatie. No niestety, żeby być lubianym trzeba mieć jakąś skazę.



Okładka nie zachwyca. Spoziera na mnie wojowniczka, która za chwilę rzuci mi rękawicę. Zimny wzrok przeszywa mnie na wskroś jakby zaraz miała mi wbić modową szpile.
Natomiast w środku czeka na mnie już inna Horodyńska. Z filiżanką herbaty, niezwykle grzecznie i rzetelnie przeprowadza mnie przez meandry i zawiłości stylu. To co mnie zaskoczyło, to właśnie brak sarkazmu i ironii a także brak złośliwych uwag odnośnie fizyczności gwiazd. Spodziewałam się biczowania, gnębienia i pastwienia się nad każdą z nich a zwłaszcza nad Sablewską. Nie jest bowiem tajemnicą, że obie Panie bardzo się nie lubią. Tymczasem w publikacji czytamy: ” London look może nie jest odkrywczy, lecz próżno szukać w Warszawie innej, równie wyrazistej w tej kwestii postaci”. No rozczarowała mnie. Liczyłam na cios w nos.

Jeśli więc czekacie na jakieś uszczypliwości, to tego tutaj nie znajdziecie. Natomiast jest to modowa wyrocznia! Ileż tutaj jest drogocennych rad i nie takich oczywistych. Czytając natychmiast zrozumiałam dlaczego na Radzkiej kapelusze wyglądają bosko a na Charlize-Mistery sztywno i protekcjonalnie. Dlaczego Fashionelka z tymi swoimi luksusowymi torebkami wciąż wygląda tanio.

 Pozwolicie, że zacytuję fragment o Kindze Rusin: „ W początkowej fazie pracy nad stylem, Kinga nosiła rzeczy z widocznym logo”. Wyglądała niczym dziewczyna piłkarza, której wydaje się, że torebka Louis Vuitton podniesie jej status w towarzystwie…” i  dalej; „ Kinga wyzwoliła się z logomanii. Nosi rzeczy bardzo dobre jakościowo, a jeśli są firmowe, wie o tym tylko ona lub prawdziwi znawcy tematu.”  No i wszystko jasne Uspokajam, żadna z wyżej wymienionych blogerek nie dostąpiła zaszczytu i nie znalazła się w publikacji. Jedyną blogerką, która  przeleciała jako kolorowy ptak jest Macademian Girl.

Nie znajdziecie tutaj typów urody, charakterystyki każdego koloru ani nawet typów sylwetek. Żadne jabłko ani powiększona gruszka nie spadnie Wam na głowę. Natomiast każda postać jest gruntownie „zbadana”; jej proporcje, długość nóg, długość szyi itp. I każda wada otrzymuje receptę- wskazówkę jak ma się ukryć. Czy to poprzez długość włosów, czy odpowiedni dekolt. Co ważne, te złote wskazówki są w tekście wyróżnione kolorem białym, co powoduje ze możemy je szybko odnaleźć i uczynić z nich  dekalog!


Najbardziej podoba mi się rozdział „Odzyskane nadzieję”, gdzie zestawione są stylizacje kiedyś i dziś. Dokładnie rozpisane co było źle i dlaczego a następnie analiza zmian, które spowodowały, że jest o niebo lepiej.

Powiem Wam, że nie spodziewałam się takiego kompendium wiedzy. Zastanawiam się czy sobie tego wszystkiego gdzieś nie spisać, bo tych niuansów jest naprawdę dużo. Z każdym kolejnym fragmentem otwierałam buzie ze zdziwienia a oczy robiły się większe i większe.

To czego mi brakowało, to stylizacji samej Horodyńskiej. Tylko w stopce są cztery zdjęcia a przecież Horodyńska też miewała wpadki modowe. Zabrakło mi  odrobiny dystansu. Myślę, że to byłby świetny zabieg  piarowy.Takie puszczenie oczka do swoich czytelników wszak sama pisze, że stylu można się nauczyć. Ciekawa jestem jak wytłumaczyłaby te outfity:) Przecież wiemy, że potrafi być cudownie sarkastyczna.

Mało kto również wie, że Horodyńska stylizowała Kingę Rusin w programie You Can Dance za co dostała niezłe baty. Szkoda, że nie zdecydowała się dźgnąć modową szpilą samą siebie:)









Oczywiście zachęcam do nabycia, bo to połowa ceny tych wszystkich blogerskich poradników (24,99 zł) a nieporównywalnie większa encyklopedia wiedzy! 

Na koniec tylko dodam, że zupełnie nie przeszkadza mi to, że nie jest to książka z twardą okładką. Powiem więcej, cieszę się ogromnie. Poręczna, cudownie pachnie luksusowym magazynem i pasuje do tematyki. Jestem pewna, że prawdziwe fashionistki będą o nią dbać niczym o zagranicznego Vogue'a:)

A teraz absolutna wisienka na torcie:) W książce „Radzka radzi” na stronie 251 możemy przeczytać: ” I pamiętaj: Getry i legginsy to nie spodnie! Noś je w domu albo na siłownie, ale nigdy na ulicy…”


Co na to Horodyńska? Na stronie 41 czytamy: „Legginsy mogą zastąpić nam spodnie. Są jak cygaretki w nowoczesnym wydaniu. Pamiętajmy jednak, żeby były uszyte z grubszej dzianiny, a nie z cienkiej bawełny, która może podkreślić niedoskonałości ciała” Mój Boże i komu tu wierzyć? Jestem w kropce:) Nie, chwileczkę. Mnie prześladują przecinki:)


niedziela, 11 stycznia 2015

Jestem prorokiem!

Właśnie przeglądam swoje stare posty, co by przypomnieć sobie czy, aby czegoś nie chlapnęłam czego musiałabym się teraz, przed taką szeroką publicznością, wstydzić ( za cholerę nie wiem gdzie tu powinny być przecinki://) I  odkryłam, że jestem prorokiem:)

W jednym z pierwszych wpisów czytamy; " Za dwa lata, ... , ten blog będzie najbardziej znanym miejscem w Internecie:) Mam nadzieję, że do tego czasu piecyk się wypali:)))"

Piecyk, to nie kto inny jak ...Kominek:)  I co, wypalił się!:))) Kominka już nie ma, jest Janson Hunt!

Mam nadzieję, że spędzi się moje kolejne proroctwo. Nie powinno to być trudne, bo szlaki same się przecierają. Kontrowersyjny Kominek poszedł do piachu, charyzmatyczna Segritta zostanie mamą i najpewniej stanie się z nią to samo co z Muchą. Objawi się jako ambasadorka wszystkich uciśnionych mam i ojców też:) Będzie odwiedzać wszystkie śniadaniówki  a gdy pociecha trochę podrośnie i tematy dziecięce się zdewaluują, zastąpi w TV samego Miodka.
 Niech Was nie zmyli hasztag #złamatka. Hybrydy już poszły w odstawkę na znak początków tych przemian:)
Do obrzydliwości promowany Tucholski przeje się jak słodkie tiramisu a Opydo, pogardliwy arogant, będzie straszył już tylko w swojej piwnicy. Tak, stara gwardia odchodzi. Będzie teraz odcinać kupony od swojej popularności. Szyć sukienki, pisać romansidła lub poradniki albo zakładać firmy zajmujące się organizacją... ślubów:)

Czemu więc wszyscy z zapartym tchem czekają na ranking ducha z zaświatów jakby tam miało być coś nowego? Tam, Towarzystwo wzajemnej adoracji, trzyma się dobrze. Tam nie kasuje się kart. Rączka rączkę myje. 

Skoro jestem takim dobrym prorokiem, w wigilie tego zacnego wydarzenia, pokuszę się o proroctwo. 

Kto tam będzie
Wszystkie blogerki modowe z tamtego roku, to pewne. Może zamienią się miejscami, ale będą na mur beton. To nic, że Macademian wyrzucono z Grazi, Charlize strzeliła babola na pierwszej stronie swojej "książki" a Jessica ciągle się kompromituje na swoim portalu niewiedzą. Wszystko, to zostanie przekute najpewniej w sukces, owinięte w sreberko i nam sprzedane jako złoto:)

Będą tam najpewniej Państwo Góreccy z przynajmniej jednym ze swoich blogów. Stawiam na mamygadzety, bo strasznie mu ostatnio Maryśka słodzi:) Prorokuję, że awansują  z brązowej dziesiątki do złotej:) Zresztą trzeba jakoś za te koszulki się odwdzięczyć:)

Będzie święta trójca czyli; Opydo, Tucholski i...śp.  Kominek:) Za co? Dlaczego? A czy to ważne?:)
Będą stare miłości czyli Segritta i Fash, choć obie w tym roku spały i tylko spijały śmietankę. Jedna oddawała się miłości i jej rozkoszom. Druga wpadła w szał ślubów i wesel i najpewniej wygryzie Dorotę Szelągowską. Będzie organizować wesela wszystkim blogerom za gruby hajs:)

Kogo zabraknie

Najpewniej znowu w rankingu nie pojawi się blog kulinarny Kwestia Smaku, choć grzeszy  ogromną popularnością w sieci. Zabraknie Jadłonomi, albo zostanie zepchnięta gdzieś na koniec rankingu. Nie uświadczymy tam bloga Whats Anna Wears ani Rebel Look - najlepszych blogerek modowych. Radzi też tam nie będzie, bo za bardzo przyjaźni się z Tobiaszem a Tobiasz pogardził rankingiem Kominka i kazał się z tej śmiesznej listy wypisać. Nie znajdziesz tam Marcina Iwusia i jego bloga Finanse bardzo osobiste. I wreszcie, Sylwestra też tam nie uświadczysz, choć jego psa pająka poznał cały świat:)

Czy będą Niemodne polki? Choć dostarczają nam niezłej rozrywki, nie zobaczymy ich na wyczekiwanej liście. Kominek jak ognia wystrzega się krytyki i innym radzi to samo. Spokój jest najważniejszy.
Próżno będziecie tam szukać Radka Kotarskiego, który chyba jako jeden w tym roku, brał udział w dużej kampanii Banku Millenium.

Dziwię się, że nikt nie widzi tych zażyłości, tych wszystkich powiązań, które wiążą cały ten ranking. Im ktoś jest dalej od Kominka tym dalej jest na liścia albo wcale. Wiem, że to ranking subiektywny i płacz jest tutaj nie na miejscu. Tym bardziej, że ci co byli najdalej czołówki, osiągnęli najwięcej:) Przykład? Jadłonomia. Bez miejsca nawet w brązowej dziesiątce a już trzeci dodruk książki się szykuje:)

Widać, że ten cały ranking coraz mniej się liczy. Mam nadzieję, że Janson porzuci to zajęcie, bo najważniejsze żeby wiedzieć kiedy ze sceny zejść.  Ci co zostali namaszczeni albo nie zrobili nic przez ten rok, albo zrobili i realny świat ich zmiażdżył ( np. książka Tucholskiego „Admiralette” ma druzgocące recenzje! Sprawdź tutaj

 Ci co zostali zignorowani, zmarginalizowani, bez jego pomocy wypłynęli na szerokie wody. Niech Wam nikt nie próbuje wmówić, że to obiektywny ranking. To absurd.

Koprówka

piątek, 9 stycznia 2015

Kreacja

szukam dla siebie kreacji. Nie jest to łatwa sprawa, bo w trybie pilnym zadebiutowałam. Miałam wprawdzie wyznaczyć sobie datę wejścia z przytupem na salony, ale jakoś wypchnięto mnie wbrew mojej woli:) Nie szkodzi. Dam radę.

Szukam więc kreacji. Mam dylemat czy odziać się w habit mniszki. Bić pokłony, wciąż się kajać i przekonywać wszystkich jaka to jestem zajefajna tylko w złym świetle mnie pokazano. Czy wręcz przeciwnie. Rozebrać się do naga, pokazać cycki, umięśnione udo, stalowy brzuch i krzyczeć;" Co mi zrobicie? Nic mi nie zrobicie":) Bać się swoich czytelników, czy wyzbyć się strachu? 


Przeglądam blogi, żeby złapać jakąś inspiracje i wszędzie panie nuda:/ Jedni odgrzewają jakieś stare kotlety, inni ciągle wyliczają; 5 sposobów na super seks, 10 najważniejszych aplikacji, 7 grzechów głównych początkującego biegacza.  Wyliczanki, przechwałki a głupiemu radość. Jeszcze inni bawią się w zabawę : pod prąd. Na czym polega? To proste. Płyniesz jak łosoś w czasie tarła. Kiedy inni zachwycają się błogosławionym stanem ty udajesz złą matkę. Przy okazji robisz sobie ruch na blogu, poprawiasz statystyki. Nic bowiem tak się nie sprzedaje jak właśnie kontrowersja. Raciczki R. tak zbulwersowały czytelników, że ruch na blogu wygląda tak








Skoro najlepiej sprzedaje się hejt, to może i ja stoczę walkę z matkami o smoczek? A może napiszę tekst o szczepieniach i stworzę pole walki dla szczepionkowców i antyszczepionkowców? To takie łatwe wywołać wojenkę internetową a statystyki szybują. Nie przyszło Wam do głowy, że jesteście marionetkami tych wszystkich piszących? Czytelnik nudzi się tekstem, trzeba wywołać emocje. Potrząsnąć nim, a ponieważ czasem jest taka zamartwica, to sprawdzają się stare rozwiązania; butelka czy pierś, kciuk czy smoczek. Teraz pewnie Owsiak i jego orkiestra będą napędzać ruch nie mniejszy niż kupka w restauracji i rola matek w życiu społecznym. Wystarczy zapalić lont a będziecie mieć dym.

 To co, że kontrowersja nie jest dobrym sposobem na blog. Lifestylowe blogi też miały się skończyć a teraz podobno wcale nie! Kominek, który Kominkiem już nie jest, bo się przeflancował, zrobił wyliczankę i według jego prognoz, lifestyle ma mieć się lepiej niż pomponik a przynajmniej równie dobrze:) Znów poszedł pod prąd, bo inni wieszczą wzrost rangi blogów eksperckich. To nie pierwszy raz kiedy zmienia zdanie. Jeszcze niedawno nam wmawiał, że blogi mają przypominać portale. Teraz znowu mają być minimalistyczne i jak najbardziej nasiąknięte osobowością i charyzmą blogera. Wreszcie zgadza się z Tobiaszem, który zawsze mówił, że najważniejsza jest treść a nie jakiś szablon.

Niedawno odeszła Anna Przybylska. Czy wiecie, że jedna z blogerek parentingowych napisała chwile potem wzruszający tekst o macierzyństwie i o tym jak to przytula swoje dzieci, bo nie zna dnia ani godziny. Czy wiecie, że już na drugi dzień chwaliła się statystykami?! Dopiero jakaś życzliwa dusza ostrzegła ją, że nie wypada i status zniknął.

Emocje. Najłatwiej grać na emocjach. Wy też daliście się podpuścić. Wiecie, że to prawda.

O czym będzie zatem tutaj pisać? Z czego będzie utkana moja kreacja? Z absurdów i obłudy w sieci, przeplatana słodkimi cekinami w postaci fotek mojego kotka. Poka kotka musi być!:)))

Koprówka.


czwartek, 8 stycznia 2015

Muszę otworzyć tu okno!

Taka duchota tutaj zapanowała, że muszę tutaj wpuścić powiew świeżego powietrza! Atmosfera tak gęsta, że można ją kroić nożem.Mnie kojarzy się z jakąś nobliwą i poważną panią i nie pozwala nazywać Monia! A ja od zawsze byłam Monia! Nie, wróć! W dzieciństwie byłam Moniek, bo zachowywałam się jak chłopak.

Monia jest wprawdzie mamą, jest inżynierem (pewnie dlatego te braki interpunkcyjne), ale jest wciąż dziewczyną, której palma odbija. Przynajmniej raz w roku:)

Ponieważ Doda właśnie wypuściła filmik z backstage swojego najnowszego klipu, to przypomniałam sobie, że ja też mam taki film! Nie żebym się chwaliła, ale zobaczycie na nim, że nie jestem poważną panią z okienka:) Pindą siedzącą przy kwiatku, o nie!


Kalendarz Paclan 2013

backstage video: Llire
fot: Grymuza
asystenci planu: Stanley Znojko, Albert Białek
stylizacja: Jola Boska
wizaż: Maja Adamiak
fryzury: Bartek Satora
kierownictwo planu: Magda Lewicka




A, na promocji postu o R. zaoszczędziłam 74 zł (tyle wycenia fejsbuk promocje na jeden dzień jeśli post ma mieć zasięg 10 000). W związku z tym chętnie oddam te pieniądze korektorowi, który profesjonalnie poprawi tekst, który dał mi taką popularność:))


Koprówka

środa, 7 stycznia 2015

Taka jestem i już

ho, ho , ho jest tu kto? Czy już po burzy i można wejść?

Kiedy kilka dni temu pisałam, że szykuje się wichura, nie przypuszczałam, że to miejsce  nawiedzi tsunami! Gdybym była postronnym obserwatorem myślałabym, że to akcja zorganizowana. Tąpnięcie, aby wprowadzić z przytupem nową twarz do światka blogosfery. Nie wiem, czy jakaś agencja reklamowa wymyśliłaby, to lepiej:) No, bo kto to widział, żeby linkować na swoim fan page'u do hajterskiego wpisu? Toż, to się Kominek w grobie przewraca! Nawet, jeśli miało mnie przy okazji zdmuchnąć z tego światka, to nic nie zmieni tego, że blog zyskał dwóch nowych obserwatorów, a fan page bloga 12 kolejnych polubień:) Jeszcze trochę, a będę mogła korzystać ze statystyk na fejsbuku:)

Kiedy, to się stało miałam właśnie świętować tysięczne wyświetlenie bloga:) Wpis o książce R sprawił, że tych wyświetleń w tej chwili jest... 10 000!!! Nie znam się na statystykach, ale która blogerka może pochwalić się takim debiutem?

Gdybym była specjalistą od social media, z zapartym tchem śledziłabym jak, to się wszystko rozwinie. Czy to, co w zamierzeniu miało mi zaszkodzić, czasem nie spowoduje, że wypłynę na szerokie wody?:) Ale byłyby jaja:)

Dobra, fale się już uspokoiły, wiatr przycichł, można wypłynąć z nowym postem. Korzystając z Waszego chwilowego zainteresowania chciałabym polecić książkę innej Magdaleny. Magdaleny Zawadzkiej. Niech wyniknie z tego coś dobrego.

"Taka jestem i już", to wspomnienia niezapomnianej Basieńki z "Pana Wołodyjowskiego". Okładka tej książki jest zaskakująco podobna do książki R. Równie kolorowa, z czerwonymi napisami i chyba nawet z taką samą czcionką na okładce. Sami popatrzcie:)





Tutaj kończą się podobieństwa obu książek i inaczej być nie może, bo jedna to poradnik a druga to biografia.

Wspomnienia niezwykłej aktorki okraszone są wyjątkowymi fotografiami z lat 60-tych, co może stanowić dodatkową gratkę dla wszystkich fashionistek, które interesują się modą:)

To co jednak wyróżnia tę pozycje, to przepiękny język. Jeśli Pani Zawadzka jeszcze nie dostała wyróżnienia Mistrza Mowy Polskiej to, jak najszybciej trzeba to nadrobić. To obowiązkowa lektura dla każdego, kto myśli o wydaniu swojej książki. Tak, czynie tutaj aluzje do wszystkich debiutujących autorów, którzy myślą, że papier wszystko przyjmie. Przeczytajcie i zobaczcie jak powinien wyglądać język literacki. Może gdybyśmy tak nie zaniżali poprzeczki, nie musielibyśmy się nad nikim pastwić?

Szczególnie polecam jeden z felietonów niezapomnianego Hajduczka: "Modern talking anno domini 2014", który zaczyna się dosyć kontrowersyjnie ;" chuj, dupa i kamieni kupa". To felieton napisany slangiem, który obśmiewa wszystkie możliwe błędy.

Wzruszyłam się przy tej książce kilka razy. Niezwykle mądra, wartościowa lektura na którą wydacie dokładnie tyle samo złotówek, co na poradnik osławionej vlogerki. Z tą różnicą, że do tej pozycji ciągle będziecie wracać.


Na koniec, nawiązując jeszcze to tego co  wczoraj się tutaj działo, chciałabym przytoczyć jeszcze jeden cytat z książki, ku refleksji. Niech da Wam do myślenia.

" Otaczający nas świat jest okrutny i podstępny i wcale nie sprzyja dobremu samopoczuciu, a nawet ciągle podkopuje naszą wiarę w siebie. A przecież wierzyć w siebie trzeba, choćby po to, by inni w nas uwierzyli. I tu zaczyna się błędne koło, bo skoro inni kwestionują naszą wartość, jak wbrew wszystkiemu hodować ją w sobie? Dlatego więc serdecznie zazdroszczę ludziom, którzy są z siebie zadowoleni. Ci to nie mają lęków i wątpliwości na swój temat, obcy im jest samokrytycyzm i załamania. Wierzą, że są wspaniali, i tę dobrą opinie na swój temat narzucają innym. Żądają dla siebie nieustannego podziwu, pielęgnują własne dobre samopoczucie. Wprawdzie najczęściej nie dokonali w życiu niczego, co mogłoby ten podziw usprawiedliwiać, ale okazuje się, że bezwstydne przechwałki na temat swej piękności, mądrości i talentu oraz pojawiania się wszędzie, gdzie można być zauważonym, czynią cuda. Głosząc peany na swą cześć, zakorzeniają się w świadomości społecznej tak mocno, że już potem widz, czytelnik czy słuchacz nie bardzo pamięta, z jakiego powodu NIKT stał się KIMŚ."



Koprówka

ps1. jeśli myślicie, że będę chodzić z palemką i wymiatać Wam spod nóżek każdy niepotrzebny przecinek na tej stronie, tylko dlatego, że raczyliście mnie odwiedzić, to się mylicie.
ps2. po raz kolejny powtarzam, to nie są recenzje! To są na gorąco spisane emocje po przeczytaniu. Nużą mnie recenzje, sama ich nie czytam i nigdy nie katowałabym nimi swoich czytelników:)








wtorek, 6 stycznia 2015

Sprostowanie

Proszę Państwa,

zrobił się szum zupełnie niepotrzebny:) To nie jest blog. Jeszcze nie jest:) To zbiór myśli nieuczesanych:) Luźne spostrzeżenia rzucone w eter, dlatego liczne w nim błędy interpunkcyjne, gramatyczne, powtórzenia itp itd. Myśli nieuczesane pisane do poduszki (hm, chyba znalazłam nową nazwę:).

Nie prosiłam się o tą popularność. Fan page miał jedno polubienie! Posty nie były promowane, nigdzie nie spamowałam linkami i blog nie miał żadnego obserwatora!:) Jestem zdziwiona, że wśród tak licznych recenzji, właśnie moje przemyślenia zostały wyróżnione i wypromowana na fan page'u Radzkiej:) Myślę, że niejedna blogerka zazdrości mi w tej chwili ruchu na blogu a ja nawet nie mam Google Analytic!:)) Czuję się jak chrześcijanka rzucona na pożarcie przez lwy:)) Zaraz rozdziobią mnie kruki i wrony:) Mam teorie, że to spisek blogerek:) Niektórym nieźle zalazłam za skórę i to nieanonimowo:)

Komentarze nie są usuwane. Komentarze są zablokowane:) Zawsze tak było. Nie widzę powodu, żeby miały być skoro i tak można je dowolnie moderować czyli w zasadzie zamieszczać tylko te pochlebne:) Proszę się nie gniewać, ale wolność słowa na blogach to fikcja a ja nie lubię obłudy. Ten lukier, który spływa w komentarzach na niektórych blogach jest niezjadliwy. U mnie  go nie będzie, jeśli blog w ogóle ruszy. Natemat zrezygnowało z komentarzy i wciąż ma się bardzo dobrze. Jeśli ktoś ma dobre zdanie o tym co piszę bloger, wróci. Przejaw sympatii zawsze można mu podesłać na priv. Jeśli ma zdanie złe, to u mnie sobie nie ulży:) Szkoła Kominka:)


Powiem szczerzę, że zupełnie nie wiem co mam z tą popularnością zrobić. Powinnam to przekuć w sukces a więc zamówić hosting na zenbox, poprosić o pomoc Dzejsona Hunta ( spolszczenie zamierzone, jeszcze mi tylko jego tu brakuje!), zakupić te wszystkie jego mądre książki i zacząć na poważnie pisać, dbając o każdy przecinek i kropkę:) Tylko, że to blog bez przecinków, więc ma z góry narzucony pełen bałagan.

 Pozwolicie, że przytoczę słowa z ostatniego wpisu Tobiasza Kujawy (dzisssas, nie przychodź tu, bo tu straszny bałagan! Brand24 opamiętaj się a raczej, olej mnie!); Niestety, blogi coraz częściej próbują stworzyć iluzję „poważnej prasy”, portalu lub serwisu, dlatego powstają te niby-profesjonalne szaty graficzne, z równo poukładanymi ikonkami, odsyłającymi do Facebooka, Instagrama, Twittera, Youtube’a, Google+, Tumblera, Pinteresta, i tak dalej, i dalej. Blogi stały się sterylne, zgubiły swoją beztroskę i naiwny urok, zawarty w widocznych odnośnikach i lekkim chaosie graficznym. Taki trend, a niestety ani layout, ani multum dodatkowych mediów nie sprawią, że blog będzie się jawił bardziej profesjonalnie, czy sensownie. Koniec końców, weryfikująca jest treść i to ona powinna się bronić, nawet w najprostszym pliku tekstowym." Cały wpis znajdziecie tutaj  

Tak, tak wiem. Moja treść się nie broni, ale z całą resztą się zgadzam.

Na koniec, dla zainteresowanych, post o książce Radzkiej przeczytało już ....7500 czytelników! Może już wystarczy?:)))

pozdrawiam ciepło


z premedytacją MONIA:)))

ps1. Gdzie ja napisałam, że to recenzja książki Radzkiej?:)))
ps2. tak, raciczki były zbyteczne:) przepraszam:)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Radzka radzi, ale komu?

Tobie dobrze w tym, bądź swoją stylistką, powiększona sylwetka. Jest jeszcze ktoś kto nie zna Radzkiej?

Tak się składa, że z początkiem stycznia wygrałam książkę Magdaleny Kanoniak. Byłam jej ciekawa, bo w tym samym czasie podobną książkę wydawała inna blogerka Charlize-Mistery, która już na samym początku zebrała baty za błędy i to już na pierwszej stronie swojej pierwszej książki. Radzkiej życzyłam lepiej i znając jej profesjonalizm, wiedziałam że jej książka będzie na pewno;

-piękna
-estetyczna
-profesjonalna

W dwóch pierwszych punktach się nie pomyliłam. Książka jest piękna a to za sprawą ilustratorki Agaty Rek. Żałuję, że tych ilustracji jest tak mało. I tutaj właściwie kończą się zachwyty, bo reszta to oczywiste oczywistości. Przynajmniej dla kobiety z przeszłością:)









Zgadzam się z Dorotą Wróblewską, która zarzuciła książce, że jest jednym wielkim folderem  sklepu internetowego. Z drugiej strony jak dziewczyna z 84 roku, vloggerka, miałaby uzyskać tyle potrzebnych stylizacji bez sponsora? 

Kolejny zarzut, to język. To co fajnie się słyszy nie zawsze fajnie się czyta. Język Radzkej na vlogu nie jest wyrafinowany. Czasem za szybko mówi, zbyt szybko. Czasem zarzuci jakimś zaśpiewem, czasem poleci jakimś sloganem. Ma to jednak swój urok. W ogóle na Radzką fajnie się patrzy i fajnie jej się słucha. Swojska dziewucha, taka Jagna:) Jest nam bliska, bo nie ma idealnej figury, nie wywyższa się, skraca dystans, nie sięga po produkty z wysokiej półki tylko dlatego, żeby zaszpanować (patrz np Fashionelka). Ma wyrafinowany gust, sprecyzowane poglądy, lubi oryginalność. Wybaczam jej nawet, że do dość potężnych łydek, zakłada delikatne pantofelki na równie delikatnym obcasiku, co powoduję, że nóżki wyglądają niczym raciczki. Wybaczam. Wybaczam te spódniczki z tiulu, z koła, przykrótkie, które tak uwielbia. Wybaczam. Nie wybaczę jej jednak tego języka jak z bazaru w książce. Radzka  w przedmowie nazywa go; "żywą mową":) Uprzedza, że to zabieg zamierzony. Ok, znów przytoczę jej wiek, zaledwie 30 lat z wyglądem na 20-ścia:) Chce trafić jeszcze do młodszego czytelnika, ale, ale. Na końcu książki nazywa się specjalistką od wizerunku i stylu! Specjalistką, a więc język powinien brzmieć poważniej jeśli ma być wiarygodny. Mnie męczył. I właśnie ten język sprawił, że książkę podarowałam swojej 10 letniej córce. Po prostu miałam wrażenie, że doradza mi pani z targowiska, która chce uchodzić za specjalistkę, która może i uchodzi za specjalistkę, ale w swoim małym światku emerytowanych gospodyń domowych. 

Czy zatem książka jest profesjonalnym poradnikiem jak moglibyśmy się spodziewać po Radzkiej? Nie, niestety nie jest. Jednak nie przekreślałabym go tak szybko. To zbiór podstawowej wiedzy dla młodej fashionistki. Takiej dziewczynki, która dopiero modę odkrywa. Dla której te wszystkie zasady, dress cody, to jeszcze tajemniczy świat. Myślę, że to byłby wspaniały prezent od babci dla wnuczki pod choinkę. Taka 13 letnia dziewczynka byłaby zachwycona! Ona najwięcej wyniosłaby z tej lektury. Przeciętna, dorosła kobieta nie dowie się z tej książki niczego nowego. No chyba, że jest totalnym ignorantem w sprawach mody, ale po co takiej poradnik modowy?:)))

Mimo, że generalnie jestem na nie, to jestem pełna zachwytu nad determinacją Radzkiej w dążeniu do spełnienia marzeń. To zaledwie 30 letnia kobieta, która wydała swój poradnik! Wow! Gdybyśmy wszyscy mieli taki zapał jak ona, Polska byłaby drugą Ameryką:) Trzymam za nią kciuki. Nie wiem wprawdzie o czym miałaby być jej druga książka, bo wydaje mi się, że pierwszą wyczerpała temat, ale myślę, że gdyby ktoś jej dał czas antenowy, to robiłaby lepszą robotę niż Sablewska, która jest nijaka, sztuczna i kaleczy kobiety.

Monia

niedziela, 4 stycznia 2015

Podsumowania? Postanowienia? Nieeee, to nie dla mnie

Przeglądając blogi ciągle natrafiam na podsumowania, postanowienia. Czasem ktoś to nazywa po imieniu, czasem zakłada woalkę, że nie nie, to wcale nie postanowienia noworoczne, bo o tym myślałam już wcześniej. Pragnęłam zmian:))) Dlaczego tak bardzo boimy się deklaracji nawet przed samym sobą? Przecież to moje postanowienia, w każdym momencie mogę je zmodyfikować.

Gdy byłam nastolatką, takie postanowienia mnie dobijały. Pod koniec roku zazwyczaj mogłam zaśpiewać żałobną pieśń; "znowu w żuciu mi nie wyszło...". Do cholery, jak miało wyjść jak postanowienia były absurdalne! Lot balonem, nauczyć się hiszpańskiego w rok, wyjechać do Nowego Jorku:)

Dziś jestem duuuużo starsza i postanowiłam wrócić do zapisywania celów, postanowień. Nie żeby się zdołować tylko, żeby pewne rzeczy uporządkować, usystematyzować. Po za tym fajnie potem poczytać swoje myśli:)

Zaczęłam od wybrania kalendarza, bo to wbrew pozorom ważna rzecz. Nie może być za mały, nie może być za duży. Fajnie gdyby inspirował. Mam na myśli dwa; Pawlikowskiej lub Wojciechowskiej. Ta druga kobieta jest mi bliższa, dlatego pewnie wybiorę ten drugi aczkolwiek nie wykluczam, że wybiorę po prostu kalendarz ładny i sama będę go zapełniać inspirującymi cytatami:) W tym roku miałam łatwiej, bo korzystałam z kalendarza, gdzie było moje zdjęcie:) Ależ to była przyjemność:) Wiem, wiem, jestem próżna:) Będę nad tym pracować  w tym roku:)






Moje postanowienia zajmują niemal całą stronę. Mają 10 punktów i kilka podpunktów. Pozwolicie, że zachowam je dla siebie. Natomiast jest coś co chciałabym Wam polecić, coś co wprowadziłam w tamtym roku i co przyniosło efekty.


1. Czystek

To takie zioło:) Nie będę wymieniać jego właściwości, bo to nie jest blog zielarski, ale zdradzę że jest niemal na wszystko. Najpierw piłam tylko ja, potem przekonałam dzieci. Jego dobroczynny wpływ poznacie dopiero po 4 tygodniach regularnego picia, ale wierzcie mi warto!

2. Woda z cytryną na czczo

Frazes. Już chyba każdy wie, że nawet sama ciepła woda wpływa dobroczynnie na nasze zdrowie. Jeszcze moja babcia, która nie żyje już 10 lat, zawsze zaczynała dzień od szklanki ciepłej wody. Odkąd jednak piję wodę z cytryną czuję się jak młody bóg. Energia mnie rozpiera, cerę mam jak moja 10 letnia córka, przestałam puchnąć, mniej męczy mnie alergia (choć to zasługa czystka). Tanie a jakże skuteczne.

3. Finanse

To ciężki temat. Postanowiłam zabić w sobie marnotrawce, rozrzutnika. Zawsze pieniądze przelatywały mi przez palce. Odkąd sobie piszę wydatki, jest znacznie lepiej. To co udaje mi się zaoszczędzić, odkładam do skarbonki i mam lewe pieniądze na wakacjach:))) Piszę ile wydałam, na co, staram się wypłacać mniej z bankomatu. Kiedy mamy w portfelu tylko gotówkę, wydajemy znacznie mniej niż kartą. Zauważyłam, że kartą jestem w stanie dziennie wydać nawet 200 zł! Gdybym miała 200 zł w gotówce, wydałabym co najwyżej 100:)


Zachęcam do zapisywania swoich planów. Nawet jeśli wszystko nie wypali, usystematyzowanie swoich celów jest ważne. Ważniejsze niż czas ich realizacji. Wierzę, że Wszystkim nam się uda spełnić marzenia. Tego sobie i Wam życzę. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.