poniedziałek, 29 września 2014

Nowy cykl: Czego o mnie nie wiecie#1 Fonia, nasz kot

Przyspieszam:) Dziś otwieram nowy cykl; Czego o mnie nie wiecie, odsłona pierwsza.

Chciałam napisać o naszym kocie, ale żeby zacząć, muszę napisać, że jestem właścicielką małego , wiejskiego domku koło Sandomierza. Do tegoż domku uciekamy niemal we wszystkie wakacje, na wszelkie możliwe święta a czasem tylko na weekendy. Ciągnie nas tam i najpewniej emeryturę spędzimy tam:) I właśnie tam, corocznie, "dobrzy" ludzie podrzucają nam kocięta. Oczywiście wszystkimi się troskliwie opiekujemy.Dają nam mnóstwo radości! Problem przychodzi kiedy czas się pożegnać z wsią i zbratać z miastem. Nie lubię zwierząt w mieście. Nie uważam, żeby były szczęśliwe. Te krótkie spacerki, ta wieczna samotność i oczekiwanie na swojego pana.
Długo się wzbraniałam przed przygarnięciem pod miastowy dach zwierzęcia. W dodatku wszyscy jesteśmy alergikami:( Ale, ale widocznie zwierzęta, jak dzieci , same sobie wybierają czas i rodzinę do której chcą trafić. Najpierw trafiła Czakumbrala, mama Foni. Piękna szylkretka! Ktoś ją podrzucił pod bramę. Miała ok 3 miesięcy w lipcu, jak do nas trafiła. Nieufna, przestraszona, pierwsze tygodnie spędziła na starej gruszce, schodząc tylko na jedzenie. Kiedy odjeżdżaliśmy była 2 miesiące starsza i uznaliśmy, że z pomocą sąsiadów,poradzi sobie na wsi tym bardziej, że przynajmniej raz w miesiącu ktoś do niej zaglądał. I rzeczywiście radziła sobie świetnie. Kiedy przyjechaliśmy w czerwcu na jakiś weekend, Czakumbrala przyniosła mi do łóżka... swoje nowo narodzone kociątka:) I mimo, że odnosiłam jej te kotki na jej posłanie, wciąż robił to samo. W końcu poddaliśmy się i umieściliśmy całą rodzinę w naszym domu. Największym kociakiem , którego zawsze pierwszego niosła, była właśnie Fonia a właściwie Nicponia. Ciekawska, łobuzerska kociczka, która nie miauczy tylko wyje jak mały wilczek (może uda mi się to kiedyś nagrać:))). To ona pierwsza lądowała w moim łóżku:) Trzem kotką udało się znaleźć dom. Z Fonią najtrudniej było nam się rozstać. I tak oto kociczka, która moim zdaniem,najmniej nadawała się do zamieszkania w mieście, świetnie się w nim zaadoptowała. Najpierw chodziła na smyczy jak piesek, teraz tylko z obróżką. Kiedy chce wyjść , rozkosznie wyje:) Chodzi przy nodze jak piesek, czasem zostaje sama na dworze, Zna wszystkich sąsiadów a oni są nią zauroczeni:) Dużo śpi, dużo je i jest postrachem wszystkich psów. Wciąż nie może się nadziwić tym wszystkim psom na balkonach. Patrzy na nich z politowaniem. O dziwo, śpi w nocy jak niemowlę. Budzi się dokładnie o 6. Pewnie nie potrwa to długo, wszak kot to zwierze nocne, ale na razie jest grzeczna i daje spać. Może wróci na wieś. 4 godzinną podróż zniosła bardzo dobrze, całą przespała:) Będziemy ją zabierać na wieś i może uzna któregoś dnia, że zostaje. Pogodzimy się z tym jakoś. Kota i jego kociej natury się nie oszuka a Fonia to nie jest pluszowy miś. Dla niej pełna miska i ciepły kąt nigdy nie będzie ponad wolność. A ja wolność kocham i rozumiem, dlatego kiedy będzie chciała "odejść", pozwolę jej na to:)


 mama naszej Foni, kiedy sama była mała, czyli Czakumbrala



A to nasza Fonia, która sobie nas wybrała:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zachowuj się! :)