Wybaczcie przywitanie, ale nie mogłam się powstrzymać. Obczajam ostatnio Snapa czyli nowe narzędzie social media i jestem zniesmaczona. Niebywałe jak dorosłe kobiety dostają głupawki na widok...samych siebie:) Radzka pokazuje przez 3 minuty gołębie odchody, Segritta szczerzy się jakby po drugiej stronie było stado słodkich bobasków, Fashionelka na okrągło pokazuje buldogi a Olfaktoria ma bzika na punkcie swoich kotów i... samej siebie:/ Smaczku dodaje fakt, że wszystkie to kobiety z trzydziestką na karku. Z przyjemnością natomiast ogląda się blogerki What Anna Wears czy nielubianą przeze mnie blogerkę Monikę Kamińską. Są dokładnie takie jak ich blogi. Ania niezwykle ciekawa i przyjemna a Monika rzeczowa aczkolwiek zimna i roszczeniowa z wiecznym nosem na kwintę:/ To i tak lepsze niż skapujący ( a może snapujący?) infantylizm. Tak, zdecydowanie Snap to mój wakacyjny shit:/
Jeśli chodzi o skarby, to zdecydowanie więcej ich u mnie w koszyku. Miód lawendowy, konfitury z granatu, olejek lawendowy. Wszystko przywiezione z uroczej wyspy Krk w Chorwacji. Jest też moja ulubiona czerwona herbata, wreszcie do mojego kapsułkowego ekspresu. Syropy do herbaty i kawy, bo zaczyna się jesienna szaruga i ciepła herbata, ciepły koc i okład z ciepłego kota, to absolutnie niezbędniki na jesienne dni. Jest też cudowne mleczko do twarzy Yoskine, o którym przygotowuję osobny wpis i lakiery hybrydowe z firmy Golden Rose, które nie potrzebują lampy. O nich też napiszę osobny post w najbliższym czasie.
Do następnego razu... Robaczki:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zachowuj się! :)