Fashion Week, 2013
Rozpoczął się Fashion Philosophy Fashion Week Poland. Najbardziej
prestiżowa impreza modowa. Już kiedyś,
dla pewnego magazynu, miałam napisać relacje. Zrezygnowaliśmy wtedy z tego, bo
moje wrażenia były traumatyczne. Doszłyśmy wtedy z redaktor naczelną, że nic to
nie da a magazynowi może zaszkodzić. Teraz jednak mam swoje medium i mogę swoje
wrażenia spisać, bo nie jestem z nikim związana żadnymi zależnościami. To daje
wolnośćJ
Miałam zaproszenie na pokaz Łukasza Jemioła. Ponieważ był to
mój pierwszy raz, nie wiedziałam co mnie czeka. Zabrałam nawet męża, bo nigdy
nie byliśmy w Łodzi, więc pomyśleliśmy
sobie, że upieczemy obie pieczenie na jednym ogniu.
Zarezerwowaliśmy hotel, zabrałam najlepszą sukienkę Simple
jaką miałam i torebkę od Sabiny Pilewicz (ostatecznie stanęło na torebce z H&M) i pojechaliśmy. W dniu pokazu, ja wyglądałam jak z żurnala a
mąż niczym wyjęty z książki Mr Vintage. O ja naiwna matka polka myślałam, że zaproszenie otworzy mi każde drzwi. Na
miejscu okazało się, że tłum ludzi szturmuje wejście. Ochroniarze rzucają mięsem,
z tłumu też lecą niewyszukane komentarze. Straszą, że nikt nie wejdzie a
zaproszenia nieważne.Za dużo blogerek modowych i nie ma miejsca:) Mąż spasował
po 10 minutach.Już wcześniej był zszokowany, ale zaciskał zęby. To miała być prestiżowa impreza modowa a był cyrk! Na odchodne rzucił mi tylko smutne spojrzenie pomieszane z politowaniem.
Ja, po pierwszym szoku, zawzięłam się.Chciałam mieć relacje z pokazu. Miałam zaproszenie, akredytacje i zobowiązania! Podciągłam kiece i lecę do pierwszego
lepszego ochroniarza i mówię, że jestem z Katowic! "Z KATOWIC"- krzyczę! Zero
reakcji. No cóż, kobiece łzy, w dodatku długowłosej blondynki, zawsze działają
i cóż, że nieszczere. Weszłam. Siedziałam na schodach, ale to już nie miało
znaczenia.
Spocona, na głowie jeden wielki kołtun. Sponiewierana, chciałam tylko trochę odetchnąć. "Obudziłam się" na sam koniec, kiedy Pan Łukasz radośnie wmaszerował na scenę:)
Do wyjścia już się nie pchałam. Opadłam z sił. Dobrze, że blisko hotelu była urocza knajpka z irlandzkim piwem, gdzie spędziliśmy z mężem uroczy wieczór. Teraz tylko zdjęcie z Misiem Uszatkiem na ulicy Piotrkowskiej, przypomina nam o tym modowym koszmarze:)))
Myślę, że Witkowski i jego Miss Gizzy, to jest kwintesencja
tego modowego światka. Tłum pajaców, którzy robią wszystko, żeby jak
najbardziej się wyróżnić. Nieważne, że to bez gustu, bez smaku. Ważne, że
kolorowo, kontrowersyjnie. Faceci w pończochach, w szpilkach. Kobiety z pawiem
na łbie i z piórkiem w kuprze:/ To my jesteśmy dziwni, że to nas zniesmacza.
Opisane zdarzenia miały miejsce 20 kwietnia 2013 roku
Koprówka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zachowuj się! :)