sobota, 18 kwietnia 2015

Traumatyczna relacja z Fashion Philosophy Fashion Week Poland!


Fashion Week, 2013






Rozpoczął się Fashion Philosophy Fashion Week Poland. Najbardziej prestiżowa impreza modowa.  Już kiedyś, dla pewnego magazynu, miałam napisać relacje. Zrezygnowaliśmy wtedy z tego, bo moje wrażenia były traumatyczne. Doszłyśmy wtedy z redaktor naczelną, że nic to nie da a magazynowi może zaszkodzić. Teraz jednak mam swoje medium i mogę swoje wrażenia spisać, bo nie jestem z nikim związana żadnymi zależnościami. To daje wolnośćJ

Miałam zaproszenie na pokaz Łukasza Jemioła. Ponieważ był to mój pierwszy raz, nie wiedziałam co mnie czeka. Zabrałam nawet męża, bo nigdy nie  byliśmy w Łodzi, więc pomyśleliśmy sobie, że upieczemy obie pieczenie na jednym ogniu.

Zarezerwowaliśmy hotel, zabrałam najlepszą sukienkę Simple jaką miałam i torebkę od Sabiny Pilewicz (ostatecznie stanęło na torebce z H&M) i pojechaliśmy.  W dniu pokazu, ja wyglądałam jak z żurnala a mąż niczym  wyjęty z książki Mr Vintage. O ja naiwna  matka polka myślałam, że zaproszenie otworzy mi każde drzwi. Na miejscu okazało się, że tłum ludzi szturmuje wejście. Ochroniarze rzucają mięsem, z tłumu też lecą niewyszukane  komentarze. Straszą, że nikt nie wejdzie a zaproszenia nieważne.Za dużo blogerek modowych i nie ma miejsca:) Mąż spasował po 10 minutach.Już wcześniej był zszokowany, ale zaciskał zęby. To miała być prestiżowa impreza modowa a był cyrk! Na odchodne rzucił mi tylko smutne spojrzenie pomieszane z politowaniem. Ja, po pierwszym szoku, zawzięłam się.Chciałam mieć relacje z pokazu. Miałam zaproszenie, akredytacje i zobowiązania! Podciągłam kiece i lecę do pierwszego lepszego ochroniarza i mówię, że jestem z Katowic! "Z KATOWIC"- krzyczę! Zero reakcji. No cóż, kobiece łzy, w dodatku długowłosej blondynki, zawsze działają i cóż, że nieszczere. Weszłam. Siedziałam na schodach, ale to już nie miało znaczenia. 

Spocona, na głowie jeden wielki kołtun. Sponiewierana, chciałam tylko trochę odetchnąć. "Obudziłam się" na sam koniec, kiedy Pan Łukasz radośnie wmaszerował na scenę:)

  Do wyjścia już się nie pchałam. Opadłam z sił. Dobrze, że blisko hotelu była urocza knajpka z irlandzkim piwem, gdzie spędziliśmy z mężem uroczy wieczór. Teraz tylko zdjęcie z Misiem Uszatkiem na ulicy Piotrkowskiej, przypomina nam o tym modowym koszmarze:)))

Myślę, że Witkowski i jego Miss Gizzy, to jest kwintesencja tego modowego światka. Tłum pajaców, którzy robią wszystko, żeby jak najbardziej się wyróżnić. Nieważne, że to bez gustu, bez smaku. Ważne, że kolorowo, kontrowersyjnie. Faceci w pończochach, w szpilkach. Kobiety z pawiem na łbie i z piórkiem w kuprze:/ To my jesteśmy dziwni, że to nas zniesmacza.

Sam pokaz zapewne był piękny. Zapewne, bo zanim się ogarnęłam zdążył się skończyć. Zazwyczaj trwa 15 minut, ale żeby wejść trzeba stanąć w kolejce. Tylko za czym kolejka ta stoi? Na to pytanie już sami sobie odpowiedzcie. 

Opisane zdarzenia miały miejsce 20 kwietnia 2013 roku

Koprówka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zachowuj się! :)